Asteriks i Normanowie - recenzja
Przed Wami kolejne wydanie kolekcjonerskie przygód Asteriksa i Obeliksa. Tym razem dzielni Galowie skonfrontują się z bezlitosnymi Normanami, przodkami Wikingów. Z kolei Goscinny i Uderzo wezmą na tapet młodzieżowy bunt, który dla konserwatywnych Francuzów w latach 60-tych był zjawiskiem zupełnie nowym.
Uwielbiam to kolekcjonerskie wydanie przygód Asteriksa drukowane obecnie przez Egmont. Nie chodzi tylko o twardą okładkę, czy dobrej jakości papier. Co więcej, nawet nie o historie o Galach, które znam na pamięć, bo czytałem je w kółko za dzieciaka. Cenię je przede wszystkim za kupę ciekawych dodatków, które rzucają zupełnie nowe światło na opowieści Rene Goscinnego i Alberto Uderzo.
Redaktorzy dodatku kreślą bowiem rys historyczny każdej nacji oraz tłumaczą genezę komiksu osadzając go w konkretnym momencie dziejowym. Bo musicie wiedzieć, że komiksy o Asteriksie oprócz wątków historycznych, mają w sobie całkiem sporą dawkę komentarzy, przytyków i satyry do spraw, którymi w latach 60-tych żyła Francja. Autorzy dodatku poddają szczegółowej analizie niemal każdy kadr komiksu, wyszukując smaczki i ciekawostki. Takich dodatków jest kilkadziesiąt stron.
Dla formalności recenzenckiej krótki zarys fabuły. Normanowie – nieustraszeni wojownicy z północy – przybywają do Galii, aby nauczyć się, czym jest strach, ponieważ słyszeli, że „strach daje skrzydła”. Chcą więc znaleźć kogoś, kto się boi, by zgłębić to uczucie. W tym samym czasie do galijskiej wioski Asteriksa przyjeżdża z Lutecji Skandaliks – rozpieszczony, modny i tchórzliwy siostrzeniec wodza Asparanoiksa. Normanowie porywają go, uznając za idealnego nauczyciela strachu. Asteriks i Obeliks ruszają na ratunek. Skandaliks w trakcie pobytu u Normanów jest przerażony, ale jego zachowanie tylko utwierdza ich w przekonaniu, że strach to tajemnicza, potężna siła.
Wróćmy do dodatków. Dowiemy się z nich, że autorzy komiksu celowo nie wprowadzali do opowieści Wikingów, bo wojownicy z północy zostali ochrzczeni tym terminem dopiero 8 wieków później. Akcja Asteriksa dzieje się przecież w 50 w p.n.e. Z tego względu do Galii przybywają Normanowie, jako przodkowie Wikingów.
Jak wiemy z lekcji historii lub świetnego serialu “Vikings” emitowanego na Netfliksie, Wikingowie ostro dali się w kość Francuzom, dokonując oblężenia Paryża i pustosząc okoliczne ziemie. Ale w czasach Asteriksa, Francuzi nie mieli większych obaw w stosunku do przybyszy z Północy. Bo wówczas nie mieli jeszcze podstaw by się ich obawiać. Większym zagrożeniem wydawali się Rzymianie, choć jak już wiemy z poprzednich dodatków, Galom tak naprawdę żyło się całkiem nieźle w czasie rzymskiej okupacji.
Na marginesie warto dodać, że swojego czasu nakręcono film animowany “Asteriks i Wikingowie”. Jest to luźna interpretacja tego właśnie komiksu. I co ciekawe, sam tytuł wprowadza w błąd, bo jak wspomniałem wyżej, wówczas jeszcze Wikingowie nie istnieli. Zmiana nazwy na „wikingowie” w animacji była celowym zabiegiem, który nie tyle miał odzwierciedlać rzeczywistość historyczną, co grać na popularnych skojarzeniach z kulturą nordycką, co jest bardziej przystępne dla współczesnego widza.
Inną ciekawostką jest wprowadzenie postaci głównego prowodyra całego zamieszania, czyli Skandaliksa. Autorzy komiksu chcieli w ten sposób skrytykować ówczesną młodzież, która zaczęła się buntować słuchając głośnej muzyki, nosząc dziwne ubrania czy - przypadku chłopców - długie włosy. Dla starszego pokolenia konserwatywnych Francuzów była to rzecz nie do pomyślenia. Oni nie buntowali się wobec rodziców, bo ich młodość przypadła na ciężkie lata wojny. Młodzież powojenna wychowana już była beztrosko i w komfortowych warunkach.
To tylko dwie spośród wielu ciekawostek, które znajdziecie w komiksie “Asteriks i Normanowie”. Oczywiście oprócz samego dodatku warto przeczytać i tytułową historię. To jeden z lepszych albumów, którego nakład w momencie premiery przekroczył 1,2 mln egzemplarzy i rozszedł się na pniu (konieczny był dodruk). Komiks tradycyjnie pełen jest humoru, gagów, kalamburów i ironii. Gorąco polecam!
Egzemplarz recenzencki otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię.