„Barbaric”: Owen i topór, przy których Conan spuszcza wzrok. Recenzja

Conan? Wiadomo, szanuję. Ale w „Barbaric” rządzi Owen i jego spragniony krwi topór. Przy nim przygody Cymmeryjczyka wyglądają jak bajka dla pięciolatków. Ogromny plus za przekład Bartosza Czartoryskiego - tłumacz trzyma humor w ryzach i podkręca riposty. Czyta się jednym tchem.

„Barbaric”: Owen i topór, przy których Conan spuszcza wzrok. Recenzja

„Barbaric” to komiks, który przypomina sesję RPG na sterydach. Mamy barbarzyńcę imieniem Owen, mamy magiczny oręż, mamy hordy przeciwników i misje do odhaczenia. Brzmi klasycznie, ale wykonanie robi różnicę. Lost in Time zebrało w jednym tomie trzy pierwsze zeszyty wraz z galerią okładek, więc dostajecie zwarty pakiet na jeden wieczór. I ostrzegam od razu: Conan przy Owenie wypada jak grzeczny skaut. Tu leje się krew, a język bohaterów jest nawet ostrzejszy niż samo ostrze topora. Za to działa to z zaskakującą lekkością. „Barbaric” nie próbuje udawać filozoficznej rozprawy o naturze przemocy. To ma być jazda bez trzymanki i jest.

Oś napędowa serii jest prosta. Owen został przeklęty, żeby pomagać innym. Nie dlatego, że ma dobre serce, tylko dlatego, że magia tak każe. Towarzyszy mu gadający topór, który dosłownie pije krew i nabiera po niej wigoru. Im więcej posoki, tym więcej komentarzy. Czasem mądrych, częściej złośliwych. Gdy topór przesadzi, dostaje czkawki. Brzmi głupkowato, ale sprawdza się świetnie, bo autorzy celują w humor, który bierze się z kontrastu. Owen chce rozwiązywać sprawy po barbarzyńsku, a topór ma swoją własną, nie zawsze trzeźwą logikę. Ich dialogi niosą całą historię i potrafią rozbroić nawet wtedy, gdy kadr jest cały czerwony. Fabuła jest liniowa, ale w niczym to nie przeszkadza.

Polskie wydanie czyta się znakomicie. Tłumacz Bartosz Czartoryski wykonał robotę, która trzyma cały projekt w ryzach. W komiksie opartym na rytmie żartów i riposty łatwo wpaść w ton wymuszony albo zbyt potoczny. Tu wszystko brzmi naturalnie. Gdy topór sypie odzywkami, mamy wrażenie, że to jego normalny język, a nie popis tłumacza. Wulgaryzmy są częścią charakteru serii, nie ozdobnikiem. Ciekawe, czy Czartoryski bawił się tak dobrze jak ja podczas lektury? 😃 Może nawet lepiej, bo musiał ten chaos ujarzmić i jeszcze dopasować do kadrów.

Rysunki idą w stronę lekkiego cartoonu z wyraźną kreską i dynamicznym kadrowaniem. To nie jest realistyczna, ciężka fantastyka. Kolor kładzie nacisk na kontrasty. Krew jest krwią, płomienie płoną, a noc jest naprawdę mroczna. Brutalność nie zmienia się przy tym w pornografię przemocy. Jest intensywnie, ale nie obrzydliwie. A jednak Conan przy tym wygląda jak kreskówka dla pięciolatków.

Z perspektywy czytelnika, który wychował się na klasykach, „Barbaric” daje coś świeżego w znanym opakowaniu. Niby miecze i czary, a jednak gęba bohaterów nigdy się nie zamyka. To historia o wolnej woli i karze, ale podana jak kampania RPG, w której co chwila ktoś robi głupią rzecz, a topór ją komentuje. Ten komiks przypomina, że fantasy nie musi udawać, że niesie wielkie przesłanie. Może po prostu dobrze się bawić konwencją. Jeśli twórcy utrzymają to tempo, a świat stopniowo się poszerzy, dostanę serię, do której chętnie będę wracał.

Na koniec słowo o wydaniu. Trzy zeszyty w jednym tomie to idealna dawka, żeby sprawdzić, czy to wasza bajka. Galeria okładek cieszy oko i daje wgląd w różne ujęcia postaci. Druk i papier trzymają poziom, a liternictwo w polskiej wersji jest czytelne. Jeśli szukacie fantastyki, która nie boi się krwi i dowcipu, „Barbaric” jest strzałem w dziesiątkę. Nie po to, żeby odmienić życie. Po to, żeby dobrze spędzić wieczór i parę razy parsknąć śmiechem, kiedy topór znów się odezwie.

[Współpraca recenzencka] Egzemplarz komiksu otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Lost In Time. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię i nie czytał tekstu przed publikacją.