Fafhrd i Szary Kocur - recenzja. Mike Mignola: ze wszystkich rzeczy, które robiłem przed Hellboyem, tę serię lubię najbardziej
Jeśli lubicie komiksy o Conanie i bliski Waszemu sercu jest styl rysunków Mike’a Mignoli, to komiks “Fafhrd i Szary Kocur” powinien sprostać Waszym oczekiwaniom. Wydany przez Lost In Time Omnibus to klasyczne, oldschoolowe fantasy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Mamy tu więc zagadki, magię, tajemnicze ruiny, piękne kobiety, podłych czarowników, hektolitry wysokoprocentowych trunków i oczywiście mordobicie.
Fafhrd’a i Szarego Kocura - dwóch głównych bohaterów wspomnianego komiksu - powołał do życia Fritz Leiber (1910-1992). To postać uznawana za jednego z klasyków literatury fantasy, zdobywca wielu branżowych nagród. Ich przygody po raz pierwszy opublikowano w Stanach już pod koniec lat 30-tych XX wieku, ale z tego co się orientuję, polscy czytelnicy mogli zapoznać się z jego twórczością dopiero w latach 90-tych. Ja niestety nie miałem tej przyjemności. Wówczas zaczytywałem się głównie w książkach R. E. Howarda (Conan i Salomon Kane) czy prozie H. P. Lovecrafta. Takie wówczas książki były w mojej osiedlowej bibliotece. A internetu nie było ;)
Nie będę więc udawał, że jego twórczość jest mi dobrze znana. Ale czytając przygody Fafhrd’a i Szarego Kocura poczułem się jak w domu. To właśnie ten rodzaj literatury fantasy, który lubię najbardziej. Do dziś bije się w pierś, że nie udało mi się skompletować całości “Conana” z Hachette, bo czytało mi się ten komiks wyśmienicie. Za pokutę wybrałem sobie zbieranie przygód barbarzyńcy z Cymerii wydawanych obecnie przez Egmont.
By nie zdradzać Wam szczegółowo fabuły napiszę jedynie, że akcja komiksu osadzona jest w fikcyjnym świecie, gdzie jedną z kluczowych lokacji stanowi Miasto Lankhmar. To dekadencka metropolia pełna złodziei i magii. I choć po tragicznych wydarzeniach w Lankhmarze obaj bohaterowie chcą na dobre opuścić owo siedlisko zła, to wracają tam raz za razem jak bumerang. Wabią ich tam kolejne misje, skarby i magia, która zdaje się ciągnąć za awanturnikami krok za krokiem.
A kim są wspomniani Fafhrd i Szary Kocur? Pierwszy z nich to liczący ze dwa metry wzrostu brodaty osiłek, który świetnie radzi sobie z wszelkiej maści bronią ciężką - od mieczy po topory. Może się kojarzyć z pewnym barbarzyńcą z Północy, z tym że kolor jego włosów wpada w ognistą czerwień. Szary Kocur przywodzi z kolei na myśl muszkietera-łotrzyka z rapierem. Szybki i zwinny rozwiązuje wiele problemów swoim sprytem. Z opowieści dowiemy się, że pobierał nawet nauki w magów, ale nie ukończył swojej edukacji. Obaj bohaterowie charakteryzują się zamiłowaniem do przygód, walk z potworami i złoczyńcami oraz oddawaniem się ziemskim przyjemnościom, takim jak mocne trunki i piękne kobiety. Urok Fafhrda i Szarego Kocura tkwi w ich dynamicznej relacji i połączeniu cech heroicznych z łotrzykowskimi.
Przełożenia prozy Leibera na język komiksu oraz wykonania niektórych ilustracji z Omnibusa podjął się Howard Chaykin. Poza nim za obrazki odpowiada grono wyśmienitych twórców: Mike Mignola, Walter Simonson, Jim Starlin, Al Williamson, The Crusty Bunkers, Al Milgrom. Przy czym musicie wiedzieć dość istotną rzecz: Omnibus składa się z dwóch części. Na początek dostajemy współcześnie narysowane przygody Fafhrd’a i Szarego Kocura (m.in. Mignola), a później ich pierwowzory z lat 70-tych.
Jeśli chodzi o współczesną interpretację, to dostajemy tu “klasycznego” Mignolę (tzn. z okresu “hellboyowego”, bo wcześniej rysował standardowe superhero). Mamy więc tajemnicze kaplice i budynki, potwory z okrągłymi oczami, a nawet widoczne u niego wpływy macek Cthulhu. Sam Mignola, cytowany w komiksie powiedział: “ze wszystkich rzeczy, które robiłem przed Hellboyem, tę serię lubię najbardziej”.
Z kolei kilka ostatnich opowieści to klasyka lat 70-tych. Jeśli czytaliście “Conany” z Hachette czy też niektóre opowieści wydawane przez TM-Semic, to wiecie czego się spodziewać. Ja akurat bardzo lubię ten okres w komiksie fantasy, więc przypadło mi to szczególnie do gustu. Warto się zresztą zapoznać z tym materiałem, bo niektóre historie się “dublują”. Te stare stanowią pierwowzór dla nowych, które z kolei zostały znacznie uwspółcześnione i dostosowane do wymagań obecnego czytelnika. Warto poznać obie wersje - ciekawe doświadczenie.
Jako ciekawostkę warto dodać, że te starsze opowieści wydawane były przez DC Comics. Późniejsze adaptacje (lata 90-te) wydawane były przez Marvel. Ich autorem był głównie Howard Chaykin (scenariusz), a rysunki wykonał Mike Mignola. Ostatecznie całość trafiła pod skrzydła Dark Horse, które wydało omnibusa w ubiegłym roku. Ewolucja stylów w komiksie na przestrzeni dekad jest widoczna w komiksie, gdzie wcześniejsze adaptacje odzwierciedlają konwencje swoich czasów. Ten kontrast może być interesujący dla czytelników zainteresowanych historią komiksu, ale dla innych może stanowić pewne rozczarowanie. Ja lubię takie porównania i obie wersje bardzo mi się podobały.
Komu mogę polecić ten komiks? Zapewne jeśli jesteś fanem/fanką prozy Fritz’a Leiber’a to i tak zechcesz mieć tę pozycję na półce. Jeśli jego twórczość nie jest ci bliżej znana, to za rekomendację może posłużyć fakt, że jest to w zasadzie “Conan” czy też może “Baldurs Gate” narysowane przez Mignolę (w dużym uproszczeniu). Klasyka dobrego fantasy, klimatów swords & sorcery czy też Magii i Miecza, do którego żadnego fana nie trzeba dwa razy przekonywać. A wszystko to podlane sosem specyficznego humoru. Moim zdaniem warto!
[Współpraca reklamowa] Komiks otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Lost In Time w celu napisania recenzji. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię.