Największe festiwale komiksowe na świecie
Łódź znów stanie się na chwilę stolicą komiksu. To dobry moment, aby spojrzeć szerzej: które festiwale na świecie wyznaczają trendy, gdzie bije serce kultury obrazkowej i czym te imprezy różnią się od MFKiG.
[AKTUALIZACJA] Poprawiłem tekst Marcina uzupełniając go o cenne wskazówki od czytelników. Wojtek Boczoń.
Trochę z przymrużeniem oka zacznę od Łodzi. MFKiG w Łodzi od lat jest największą imprezą komiksową w Polsce i dobrym punktem startu dla tych, którzy chcą poczuć festiwalową energię bez gigantycznej logistyki. Format jest gęsty: łatwy dostęp do autorów, polowania na autografy, premiery, panele i realny kontakt ze środowiskiem. Organizacyjnie Łódź nie odbiega schematem od wiodących europejskich wydarzeń, bo — podobnie jak one — opiera się na instytucji miejskiej i finansowaniu publicznym; różnica polega głównie na skali.
Europa: Lucca pod gołym niebem, Angoulême w trybie handlu i wystaw
Lucca Comics & Games zamienia renesansowe centrum w plenerowe miasteczko popkultury. Pawilony rozsiane po murach i placach tworzą doświadczenie „miasto = festiwal”. Zimą pałeczkę przejmuje Angoulême International Comics Festival. W debacie zwykle podkreśla się nagrody i wystawy, ale dla frankofońskiej branży to także potężny handel: kontrakty, hurtowe zakupy i ruch na stoiskach, który nakręca sezon. Lucca i Angoulême różnią się stylem, lecz łączy je kuratorska ambicja i miasto jako scenografia.
Barcelona to nie jedna impreza
Na Półwyspie Iberyjskim trzeba rozróżnić dwa wydarzenia organizowane przez tę samą ekipę: Comic Barcelona (skoncentrowana na rynku wydawniczym, premierach i autorach) oraz Manga Barcelona (dawny Manga Salon), która przyciąga ogromną publiczność mangowo-anime’ową.
W artykułach często wrzuca się je do jednego worka, a to dwie odrębne imprezy o innej dynamice publiczności. Dla rodzin i nowych czytelników Barcelona robi świetną robotę: mocne strefy młodych i czytelna organizacja.
Niemcy co dwa lata: Erlangen na zmianę z Monachium
Erlangen Comic-Salon to wydarzenie biennalne — odbywa się co dwa lata, na przemian z imprezą w Monachium. W praktyce oznacza to rytm, który premiuje program i wystawy zamiast corocznego „wyścigu na liczby”. To jedna z najciekawszych scen autorskiego komiksu niemieckiego, z naciskiem na jakość i spotkania.
USA: NYCC bardziej komiksowy, SDCC coraz szerzej popkulturowy
Za oceanem mamy dwa ciężkie kalibry. New York Comic Con uchodzi dziś za najliczniejszą imprezę fanowską w USA i bywa bardziej „komiksowy” w sensie mainstreamu superbohaterskiego: długa kolejka premier wydawców, moc paneli i podpisów.
San Diego Comic-Con to natomiast wielkie święto popkultury, w którym film, seriale i marki odgrywają coraz większą rolę, a miasto żyje off-site’ami także dla osób bez plakietki. SDCC pozostaje organizacją nonprofit, ale ciężar komunikacji przeniósł się na globalny show.

Japonia: Comiket dwa razy w roku i na skalę pół miliona
Comiket to największa impreza komiksowa świata rozumiana jako oddolny rynek dōjinshi. Odbywa się dwa razy w roku (latem i w grudniu) w tokijskim Tokyo Big Sight i regularnie miewa rząd wielkości pół miliona odwiedzających w łącznym ujęciu.
Rekord sprzed dwóch dekad przekroczył milion uczestników. Klucz polega na tym, że trzonem są twórcy-amatorzy i wolontariusze, a nie korporacyjna scena. Dyscyplina organizacyjna (kolejki, przepływy, logistyka) to wzór dla wydarzeń o wielkiej gęstości ruchu.
Ameryka Południowa: CCXP na koncertowym rozmachu
CCXP w São Paulo uchodzi dziś za największy biletowany festiwal popkultury. Skala hal i głównej sceny przypomina koncerty stadionowe. Komiks nie ginie w tym morzu atrakcji: współistnieje z kinem, grami i serialami, a brazylijska scena prezentuje się obok globalnych marek. To pokazuje, że „największość” można rozumieć także przez przepustowość infrastruktury i produkcję show.
Bruksela i inne stolice komiksu
Bruksela chętnie używa szyldu „festiwal”, ale format bywa różny: od targowej formuły po miejskie instalacje i wystawy w przestrzeni publicznej. Warto więc sprawdzać konkretną edycję, zamiast zakładać klasyczny układ halowy. W tym segmencie liczy się miasto jako scena i turystyka kulturalna.
Trend globalny: tłumy już nie rosną
W tle jest trend, o którym branża mówi półgłosem: „wszędzie na świecie spada liczba odwiedzających”. Powodów jest kilka. Koszty podróży i noclegów, konkurencja rozrywki cyfrowej, a w USA także rotacja studiów na panelach po pandemicznych zawirowaniach. To nie znaczy, że festiwale tracą sens — raczej wracają do rdzeniowego celu: kontaktu z twórcami i społecznościowego przeżycia.
Plan minimum: zacznijcie od Łodzi
Jeśli planujecie pierwszą „pielgrzymkę komiksową”, zacznijcie od Łodzi. To weekend, który zmieści się w kalendarzu i budżecie, a da pełne doświadczenie festiwalowe. Potem Lucca — żeby zobaczyć miasto zmienione w mapę stoisk. Zimą Angoulême dla wystaw i handlu. Gdy fascynuje Was fanowski obieg i skala, uderzcie na Comiket. NYCC sprawdzi się, gdy chcecie „komiksu w wersji mainstream”, a SDCC pokaże, jak popkultura krzyżuje się z filmem. Na południu CCXP zagra rozmachem i da wgląd w potencjał sceny globalnej poza Europą i USA.

Finał z MFKiG
Na końcu wracamy do MFKiG. Łódź pozostaje najlepszym miejscem w regionie na regularne spotkania z ulubionymi twórcami, sprawdzenie premier i złapanie rytmu przed większymi wyprawami. Festiwale różnią się skalą i sposobem liczenia publiczności, ale cel jest wspólny: spotkania, energia i to jedno odkrycie, które wnosi nasz komiksowy rok na wyższy poziom.

