Rogue Sun #2. Hellbent. Recenzja
Drugi tom “Rogue Sun” kontynuuje napoczęte wcześniej wątki. Krnąbrny Dylan dostaje regularny łomot od kolejnych adwersarzy, ale wygląda na to, że z każdej potyczki wyciąga nauczkę na przyszłość. Musi także uważać na swoje przybrane rodzeństwo, które knuje za jego plecami. A scenarzysta Ryan Parrott eksperymentuje z formą, wciągając czytelnika w ciekawą zabawę.
Przypomnę tylko pokrótce, że “Rogue Sun” to nowa seria superbohaterska wydawana w oryginale przez Image Comics od 2022 roku (u nas przez Non Stop Comics). Wchodzi w skład tzw. Massive Verse wymyślonego przez Kyle’a Higginsa, który wspólnie z Marcelo Costą od 2021 roku tworzy przygody opisywanego już na naszych łamach “Radiant Blacka”. Za opowieść o Rogue Sun odpowiadają natomiast Ryan Parrott (scenariusz) oraz Abel, Marco Renna i Zé Carlos (rysunki i oprawa graficzna). Na ten moment przygody Radiant Blacka i Rogue Sun stanowią osobne opowieści. Być może w przyszłości dojdzie do zazębienia się obu historii.
W założeniu Massive Verse miało przynieść powiew świeżości do skostniałych już nieco światów uniwersów DC i Marvela. Trudno powiedzieć, czy tak się stanie, bo wydaje się, że w superbohaterszczyźnie trudno już dziś wymyślić coś nowego. W “Rogue Sun” na pewno niejeden czytelnik znajdzie kalki wątków z innych opowieści o trykociarzach. Nie zmienia to jednak faktu, że czytanie nowej serii superbohaterskiej od samego początku, sprawia wciąż kupę frajdy. Przynajmniej mi.
Rogue Sun to bohater, pod maską którego kryje się zbuntowany nastolatek Dylan Siegel. Nieoczekiwanie dziedziczy po swoim ojcu tytuł bohatera i kamień, który daje mu nadludzkie możliwości. Chłopak nie pała miłością do ojca, z którym nie utrzymywał kontaktów. Marcus porzucił syna przed piętnastoma laty, by związać się z inna kobietą, która dała mu dwójkę dzieci. Nieoczekiwanie to jednak jemu zapisuje w spadku możliwość korzystania z supermocy, co oczywiście powoduje niechęć przybranego rodzeństwa. Co więcej, Dylan wprowadza się do domu drugiej żony Marcusa, która na co dzień instruuje go jak radzić sobie w świecie superhero.
Dylan jest klasycznym dupkiem, który dokucza innym dzieciakom. Dręczy szkolnych kolegów, wymusza od nich prace domowe i sprawia wrażenie, że interesuje go tylko wyrywanie dziewczyn. Gdy w pobliżu dzieje się coś złego, Dylan zmienia się jednak w Rogue Suna, by ratować świat. Nie zmienia się jednak jego charakter - nadal jest arogancki i zarozumiały wobec swoich adwersarzy, a dobre rady traktuje jak nudne lekcje w szkole. Owa arogancja i brak wyobraźni sprawia, że ściąga na siebie poważne kłopoty.
W drugim tomie mamy kontynuację wątków rodzinno - obyczajowych Dylana i jego nowej rodziny. Mamy też kolejnych złoli, którym musi stawić czoła jako Rogue Sun. Mamy też wątek dotyczący relacji na linii ojciec - syn, lecz tym razem nie dotyczy on bezpośrednio Dylana. Pojawiają się też nowi, potężni przeciwnicy, którzy najprawdopodobniej dadzą się w kość Rogue Sunowi także w przyszłości. Ale także nowi sojusznicy, którzy wesprą jego walkę ze złem.
Na uwagę zasługują zabawy formą opowieści. Jeden z rozdziałów ma strukturę komiksu paragrafowego, czyli umożliwia czytelnikowi podejmowanie różnych decyzji. W zależności od dokonanego wyboru zostajemy przeniesieni na inną stronę zeszytu. W tej zabawie kryje się jednak pułapka i aby z się z niej wydostać, warto na chwilę przyjąć tok rozumowania krnąbrnego nastolatka. Innym niestandardowym rozwiązaniem jest prowadzenie poszczególnych wątków w różnych układach stron (czyli albo poziomo, albo tradycyjnie - pionowo). Poziomy układ daje rysownikom możliwość wykazania się swoim talentem na szerokich i rozbudowanych kadrach.
A jeśli jesteśmy już przy warstwie graficznej, to nie ma się w tym przypadku do czego przyczepić. Jest nowocześnie, intensywnie i kolorowo. Dzieje się dużo, a komiks nie jest zbyt przegadany.
Drugi tom “Rogue Sun” trzyma poziom części pierwszej. Autor rozbudowuje historię Rogue Suna, rzucając nieco więcej światła na genezę nadprzyrodzonych mocy. I choć pojawiają się tu pewne zgrane już motywy, które znamy z innych historii o trykociarzach, to nadal czuć powiew świeżości w opowieści napisanej przez Ryan’a Parrott’a. Na tę chwilę daję scenarzyście duży kredyt zaufania i zamierzam sięgnąć po kolejne przygody Dylana. Co nie jest już tak oczywiste w przypadku opowieści z konkurencyjnych uniwersów.
[Współpraca reklamowa] Egzemplarz recenzencki otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Non Stop Comics. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię.