Stachanowiec in Space. Komiks objęty patronatem Bloga o komiksach. Polecamy!

Stachanowiec in Space. Komiks objęty patronatem Bloga o komiksach. Polecamy!

Niezłą zmyłkę zrobił Błażej Qrjusz Kurowski. Wydał komiks w klimatach mangi, a ja za mangą nie przepadam. Więc początkowo nie zwróciłem na tę pozycję uwagi. Ale kiedy mi ją polecono, wsiąkłem. Bo “Stachanowiec” typową mangą nie jest. To solidny kawałek SF i zarazem jeden z lepszych polskich komiksów autorów młodego pokolenia, jakie miałem okazję czytać.

W kwestii formalnej: tak do końca nie wiem, czy “Stachanowiec” to manga czy nie. Na pierwszy rzut oka mangę bardzo przypomina. Ma format typowego mangowego tomiku, jest czarno-biały, a na okładce znajdziemy japońskie napisy. Z drugiej jednak strony czyta się go “po ludzku”, czyli od lewej do prawej, a przedstawione w komiksie postacie nie mają cech anatomicznych charakteryzujących mangowych bohaterów. Mniejsza jednak z tym - piszę to tylko po to, by się po części usprawiedliwić, że nie sięgnąłem po tę pozycję wcześniej. Dobrze się maskowała.

Pierwszy tom “Stachanowca w kosmosie” ukazał się w 2024 roku. Już za kilka dni będzie miał swoją premierę drugi tomik (na Złotych Kurczakach). Dzięki uprzejmości autora, mogłem się zapoznać z jego treścią przed oficjalną premierą. Co więcej, Blog o komiksach objął patronatem medialnym tę publikację. Nie dziwcie się więc, że niniejsza recenzja będzie zawierała głównie pozytywne spostrzeżenia. Z drugiej jednak strony, naprawdę trudno się tu do czegokolwiek przyczepić.

Na pewno Waszą uwagę przykuwa tytułowy “Stachanowiec”. W okresie PRL-u tym terminem określano tzw. przodowników pracy, którzy przekraczali wyrabiane normy, stając się wzorem do naśladowania dla innych robotników. Bohaterem komiksu jest elektryk Władek Stachanowski, który w wyniku dziwnego splotu okoliczności (czy też po prostu zwykłej pomyłki) zostaje przydzielony jako pilot do kierowania statkiem kosmicznym. Ów statek wyrusza w tajna misję, której celem jest odkrycie nowych złóż kosmicznych do eksploatacji. Na pokładzie oprócz niego znajduje się szefowa misji, jego przyjaciółka, naukowiec oraz lekarz - sztuczna inteligencja w postaci maszyny ZUS. Fabuły nie będę Wam streszczał.

To, co urzekło mnie najmocniej jako niedoszłego politologa, to ciekawy świat przedstawiony. Otóż wszystko dzieje się w przyszłości, ale nie takiej, jakiej moglibyśmy się spodziewać. Polska jest NPRL, czyli Nową Polską Republiką Ludową - po zmianach jakie zaszły po 1989 roku, zostaliśmy po wschodniej stronie byłej Żelaznej Kurtyny, kultywując tradycje socjalistyczne w nowoczesnym duchu. Zawiązaliśmy sojusz strategiczny z Japonią, która nie wypowiedziała nam oficjalnie wojny w latach 40-tych XX wieku. Jest ona naszym sojusznikiem i partnerem technologicznym. Wspólnie eksploatujemy kosmos (akcja komiksu dzieje się w 2045 roku), szukamy złóż i pracujemy nad nowymi technologiami. Złolem są Brazylijczycy, z którymi toczymy swego rodzaju wyścig zbrojeń.

Z grubsza ciekawie, ale diabeł tkwi w szczegółach. Autor przenosi nas w SF rodem z PRL. Mamy tu kosmiczne pościgi latającymi polonezami i fiatami 125p, czy konsolę Sony-Unitra Playstation 1. Mamy Steva Jobesa, który w ramach pokojowego gestu prezentuje silnik antygrawitacyjny iFly dostępny w Open Source. Mamy amerykańską ASS (American Space Station) i mnóstwo innych tego typu detali.

Postacie pojawiające się w komiksie są wyraźnie zarysowane. Poznajemy ich historię, charakter, wady i zalety. Sprawia to, że chętniej śledzimy ich losy, bo nie są nam obojętne. Wiemy, że Władek, to tchórz z ambicjami (prześladuje go duch dziadka, który w PRL wyrobił 500 proc. normy - no prawie), a przyjaciele - włącznie z robotem ZUS-em mają swoje przywary.

Pytacie o warstwę graficzną? Mi mocno przypominają mangę. Z tą zaletą, że nie ma tych wszystkich wielkich oczu i pokracznych sylwetek. Autor prezentuje postacie w raczej klasycznym cartoonowym stylu, choć pewne naleciałości mangowe są widoczne. Grunt, że mamy swojski wielki nochal u Władka i odstające uszy. Ale nie zraźcie się, jeśli nie lubicie mangi - to naprawdę rysunki na najwyższym poziomie, a na szczególne wyróżnienie zasługują grafiki przedstawiające statki kosmiczne. Full profeska!

Jeśli już miałbym się czegokolwiek czepiać (i to na siłę), to japońskich tekstów w niektórych chmurkach. Nie chodzi jednak o to, że są (wszak to komiks traktujący o współpracy polski-japońskiej), ale wolałbym przypisy je objaśniające na bieżąco na dole strony, a nie pod koniec. Ale to w zasadzie taka uwaga redakcyjna.

Reasumując. Nie robiłem topki komiksów za ubiegły rok, ale gdybym ją robił “Stachanowiec” na pewno okupowałby czołówkę najciekawszych polskich komiksów. Jest to pozycja, po którą zdecydowanie warto sięgnąć!