Żywe Trupy #1 – recenzja komiksu, który rozpoczął fenomen The Walking Dead

Recenzja komiksu „Żywe Trupy” musi zacząć się od jednego stwierdzenia – to lepsze niż serial. W sierpniu Taurus Media wznowiło pierwszy tom, dając fanom „The Walking Dead” okazję, by sprawdzić, jak naprawdę wyglądała ta kultowa historia.

Żywe Trupy #1 – recenzja komiksu, który rozpoczął fenomen The Walking Dead

Pierwszy tom komiksu „Żywe Trupy” od Taurus Media wpadł mi w ręce trochę przypadkiem, choć z tyłu głowy od dawna siedziała myśl, że powinienem sprawdzić, jak to wszystko wyglądało w oryginale. Serial „The Walking Dead” swego czasu pochłaniałem z wypiekami na twarzy. Pierwszy sezon wciągnąłem za jednym ciągiem, siedząc na L4. To absolutna czołówka, jeśli chodzi o serialowe historie o zombie – świetny klimat, dramaty ludzkie stawiane wyżej niż sam horror, bohaterowie, których naprawdę dało się lubić i którym kibicowało się mimo ich wad. Niestety, im dalej w las, tym gorzej. Ostatnie sezony zaczęły przypominać bardziej tasiemcową telenowelę niż opowieść o walce o przetrwanie. W pewnym momencie odpadłem, bo miałem wrażenie, że twórcy kręcą się w kółko i ciągną fabułę na siłę.

Komiks od pierwszych stron uderza swoją intensywnością. Robert Kirkman pisze historię w sposób prosty, ale cholernie skuteczny. To nie jest typowe „straszydło” z hordą bezmózgich trupów w tle. Owszem, zombie są obecni i robią robotę, ale już na wstępie widać, że to jedynie tło do czegoś dużo ważniejszego – relacji międzyludzkich i pytania o to, jak człowiek zachowuje się w obliczu kompletnego rozpadu cywilizacji. To, co w serialu tak świetnie działało na początku, w komiksie jest jeszcze mocniej wyczuwalne, bo nie ma tu niepotrzebnych zapychaczy. Nie ma rozwlekania scen, nie ma sztucznego przeciągania. Wszystko idzie prosto do celu, a przez to historia nabiera siły.

Pierwszy tom opowiada historię Rika, policjanta, który po przebudzeniu w szpitalu odkrywa, że świat kompletnie się zmienił. To oczywiście znają wszyscy, którzy oglądali serial – ten ikoniczny początek wciąż robi ogromne wrażenie, nawet jeśli zna się go na pamięć. Ale w komiksie uderza mnie bardziej surowość tego obrazu. Tony Moore, odpowiedzialny za rysunki, nadaje temu światu odpowiedni ciężar. Jego kreska jest pełna detali, a jednocześnie nieprzesadnie realistyczna - z widocznymi naleciałościami tzw. stylu cartoonowego. Brak koloru paradoksalnie działa tu lepiej niż jakiekolwiek barwy, bo świat przedstawiony jest martwy, przygaszony, pozbawiony życia – dokładnie taki, jaki powinien być. Nie ma tu też tej telewizyjnej maniery, w której trzeba dodać wątek dla każdego widza – tu Kirkman opowiada to, co chce opowiedzieć, i nie ogląda się na nikogo. I to czuć.

Wznowienie od Taurus Media to też świetna okazja dla kogoś takiego jak ja, kto nie śledził wydania na bieżąco. Pierwsze tomy serii były już niedostępne, więc Taurus Media wznowił w sierpniu trzy pierwsze albumy „Żywych trupów”. Można więc zacząć od nowa i spróbować skompletować resztę – na co osobiście liczę. Samo wydanie jest solidne – porządny papier i dobra jakość druku.

Podoba mi się też to, że czytając komiks, czuję znacznie lepszy kontakt z historią niż przy serialu. W telewizji byłem biernym widzem, śledzącym losy bohaterów w narzuconym tempie. Tutaj mogę zatrzymać się na konkretnym kadrze, przemyśleć dialog, przyjrzeć się szczegółom rysunku. To zupełnie inny rodzaj przeżycia. I co ciekawe – nie mam poczucia, że coś się starzeje. Mimo że komiks debiutował w 2003 roku, całość wciąż działa świeżo, bo opowiada o sprawach uniwersalnych: strachu, nadziei, walce o rodzinę, o normalność, której już nie ma.

Jako ktoś, kto zawiódł się na późniejszych sezonach serialu, czuję ogromną ulgę, że komiks nie idzie tą drogą. Oczywiście wiem, że przede mną jeszcze kilkadziesiąt tomów i różne zwroty akcji, ale mam wrażenie, że Kirkman od początku miał jasną wizję. To nie jest historia ciągnięta w nieskończoność tylko dlatego, że dobrze się sprzedaje. To raczej opowieść z zaplanowanym finałem, która ma swój rytm i sens.

Z perspektywy fana serialu mogę powiedzieć jedno – jeśli ktoś oglądał „The Walking Dead” i miał podobne odczucia jak ja, czyli uwielbiał początek, ale z czasem odpadł przez rozwlekanie fabuły, to komiks będzie dla niego idealnym powrotem do źródła. To właśnie tu tkwi prawdziwa siła tej historii. Wersja oryginalna jest bardziej surowa, mocniejsza, a jednocześnie spójniejsza.

Pierwszy tom „Żywych Trupów” w wydaniu Taurus Media to pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów serialu, ale też dla każdego, kto lubi mocne historie obyczajowe osadzone w realiach grozy. To przykład na to, że komiks może być medium dojrzałym, nie bojącym się trudnych tematów i nieprzyjemnych prawd. Bo „Żywe Trupy” to nie tylko komiks o zombie. To komiks o nas – o tym, jak radzimy sobie, gdy świat wali się na głowę, jak łatwo zatracić człowieczeństwo i jak desperacko próbujemy je ocalić.

[Współpraca recenzencka] Egzemplarz komiksu otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Lost In Time. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię.