Asteriks Legionista. René Goscinny, Albert Uderzo. Recenzja komiksu

Asteriks Legionista. René Goscinny, Albert Uderzo. Recenzja komiksu

Za nami premiera dziesiątego już albumu przygód dzielnych Galów podanego w wersji kolekcjonerskiej. Tym razem Asteriks i Obeliks podejmują się karkołomnego zadania, jakim jest wstąpienie w legiony armii cesarskiej. Według mnie, jest to jeden z najlepszych - jak do tej pory - albumów serii, który tradycyjnie bawi do łez.

Do wioski Asteriksa przybywa Falbala, córka Herbafiksa, która ostatnie dwa lata spędziła pobierając nauki w Condate. Dziewczyna kradnie serce Obeliksa, jednak pociesznemu Galowi “z krótką klatką piersiową” nie będzie dane cieszyć się miłością. Okazuje się bowiem, że Falbala jest zakochana w Tragikomiksie, który został siłą wcielony do cesarskiego wojska. Unosząc się honorem, Obeliks decyduje, że odbije z rąk nieprzyjaciela narzeczonego Falbali. By go odnaleźć, Galowie decydują się podążać tropem armii w poszukiwaniu chłopaka. Wstępują do wojska i ruszają na wojnę.

Tak w skrócie prezentuje się fabuła dziesiątego tomu o przygodach Asteriksa i Obeliksa. A może zasadniej byłoby powiedzieć Obeliksa i Asteriksa? Bo tym razem to właśnie Obeliks przejmuje po raz pierwszy inicjatywę i spycha swojego mniejszego kolegę na drugi plan. On decyduje o podjęciu ratunku, a ze względu na swoje nieszczęśliwe zakochanie staje się głównym bohaterem tej opowieści. I choć cała przygoda ma w zasadzie smutny wątek niespełnionej miłości, to jednak czytelnik zapomina o tym już po pierwszych stronach lektury. Rene Goscinny i Alberto Uderzo zasypują go bowiem licznymi gagami, żartami sytuacyjnymi i charakterystyczną już dla serii grą słów.

Mimo iż komiks ma już swoje lata (debiutował w 1967 roku), to nadal stanowi aktualny komentarz do sytuacji w każdej armii świata. Żołdacy zawsze narzekają na stołówkowe jedzenie, na bezsensowne - z ich punktu widzenia - ćwiczenia, kwestionują w duchu zasadność rozkazów, przełożeni w armii obnoszą się z wyższością, a w szeregach zawsze znajdą się cwaniacy, którzy potrafią wszystko załatwić i traktują “kotów” z góry. Czyli w zasadzie nic się przez dekady nie zmieniło.

Wątek wojskowości poruszony został przez autorów nie przez przypadek. Kiedy przed laty czytałem ten komiks po raz pierwszy, brałem go oczywiście za humorystyczne przygody Galów, nie zastanawiając się czy jest tu drugie dno. Jak jednak dowiedziałem się z edycji kolekcjonerskiej komiksu, która okraszona jest bogatymi materiałami dodatkowymi, “Asteriksy” stanowią w dużej mierze bieżący komentarz do sytuacji społecznej Francji lat 60-tych XX wieku. I nie inaczej jest w tym przypadku - autorzy piszą, że w owym czasie następowało już powojenne rozprężenie, na świecie rodziły się pacyfistyczne ruchy, protestowano przeciw kolejnym wojnom dziejącym się w koloniach, a młodym mężczyznom sen z powiek spędzała obowiązkowa służba wojskowa.

Bo owa służba często wiązała się z koniecznością porzucenia dotychczasowego życia oraz dziewczyn, które musiały czekać aż narzeczeni wrócą z kilkunastomiesięcznych szkoleń. Alberto Uderzo i Rene Goscinny trafnie powiązali więc wątki miłosne i wojenne, tworząc swojego rodzaju uniwersalną satyrę na los żołnierza. 

Z komiksem wiąże się też pewna ciekawostka, o której pisałem kilka tygodni temu na fanpejdżu Bloga o komiksach. Postać Falbali wzorowana była na Adzie - żonie Alberta Uderzo. Kobieta zmarła na początku tego roku dożywając sędziwego wieku.

Mocą wersji kolekcjonerskiej “Przygód Gala Asteriksa” są materiały dodatkowe. Także i tym razem czytelnicy, którzy chcą poszerzyć swoją wiedzę o świecie Galów nie spotkają się z zawodem. Znajdzie się tu masa ciekawostek o głównych bohaterach i zwyczajach panujących w armii rzymskiej. A także ciekawostek nie do końca związanych akurat z tym albumem. Na przykład tekst o tym jak w Rosji próbowano wydawać pirackie wersje “Asteriksów” (tłumacząc na rosyjski wersje angielskie komiksów i nie przejmując się grą słów). Szczerze polecam “Asteriksa legionistę” i wszystkie dodatki!

[Współpraca reklamowa] Egzemplarz recenzencki otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawca nie wywierał wpływu na moja opinię.