“Asteriks u Helwetów” - Goscinny & Uderzo. Recenzja komiksu
W szesnastym tomie serii Rene Goscinny i Alberto Uderzo wysyłają Asteriksa i Obeliksa do Helwetów. A robią to z inspiracji samego prezydenta Francji Georgesa Pompidou. “Nie chcieliśmy zrobić tego od razu, żeby pokazać, że nie jesteśmy na rozkaz” - mówił Uderzo.
Powyższy wstęp brzmi być może nieco dramatycznie, ale zgodnie z przytoczoną w dodatku redakcyjnym anegdotą, rzeczywiście tak było. Autorzy wysłali prezydentowi w prezencie jeden z wcześniejszych tomów, a ten do gratulacji dołączył sugestię, by wysłać bohaterów komiksu do Szwajcarii. Dlaczego tam? Być może ze względu na fakt, że Pompidou pracował przez lata jako bankier. Najpierw Goscinny i Uderzo zareagowali sceptycznie, ale pomysł zaczął im kiełkować w głowach. Czemu by nie? Przecież leżąca nieopodal Helwecja była blisko i mogła stanowić naturalny kierunek kolejnej wyprawy Galów.

W końcu autorzy podchwycili pomysł prezydenta, ale zrobili to w charakterystyczny dla siebie sposób - żartując z cech i przywar Szwajcarów. Czyli z neutralności politycznej, punktualności, nienagannego porządku, zamiłowania do serów i oczywiście bankowości. Co ciekawe, za czasów Galów nie wszystkie z tych cech były znakiem rozpoznawczym Helwetów. Na przykład celtowie zamieszkujący wówczas tamte ziemie byli raczej skorzy do bitki i rozważali nawet najazdy na Galię. A ze swojej punktualności Helweci zaczęli być sławni dopiero w XVIII wieku.
“Asteriks u Helwetów” zadebiutował 55 lat temu i okazał się jednym z najbardziej udanych albumów serii. Być może dlatego, że tempo tego komiksu jest znacznie szybsze niż innych - bohaterowie ścigają się z czasem. Wyruszają na poszukiwania “srebrnej gwiazdki”, która stanowi jeden ze składników odtrutki. W ten sposób chcą uratować życie rzymskiemu urzędnikowi, otrutemu podstępem przez swojego rodaka. Wyprawa jest intensywna i tradycyjnie obfituje w masę humoru - gagów, gier słownych i slapstickowych żartów. Większość z nich to oczywiście przytyki do przywar Szwajcarów.

Autorzy komentują wręcz obsesyjne zamiłowanie Helwetów do porządku - gospodarze znajdujący się pod okupacją Rzymian nieustannie coś czyszczą. Nawet tabliczka na granicy z kraju lśni czystością. Na ich tle Rzymianie, ale też Asteriks i Obeliks to brudasy. Druga rzecz to punktualność. W owym czasie posługiwano się przecież klepsydrami odmierzającymi czas, ale według komiksu to Helweci opracowali system dobowy - “dyżurny” pilnował, by wszyscy przekręcali klepsydry jednocześnie (młodsze pokolenie czytelników może nie wiedzieć, że zegarki kiedyś się nakręcało, a zegarmistrzowie zalecali, by robić to najlepiej o stałych godzinach).

Kolejna cecha to bankowość. Szwajcaria słynie dziś ze stabilności systemu bankowego i stanowi bezpieczny azyl dla oszczędności deponentów z całego świata. W komiksie mamy sytuację, gdy bankier chcący uchronić Asteriksa i Obeliksa przed patrolem rzymskim kłamie, że doszło do włamania i kradzieży skarbów z jednej ze skrytek w jego banku. Po fakcie jest załamany tym, że zniszczył reputację prowadzonej przez siebie działalności.

No i oczywiście sery - kolejna cecha charakterystyczna Helwetów. Co prawda Szwajcarzy po lekturze komiksu byli zdziwieni, że Rene Gosicnny i Alberto Uderzo nie wykorzystali tu ich znaku rozpoznawalnego - czekolady, ale w rzeczywistości Szwajcaria słynie z czekolady dopiero od kilkuset lat.
“Asteriks u Helwetów” to niezwykle udany i zabawny album. Powstał pod koniec lat 60-tych XX w., gdy obaj autorzy byli w szczytowej formie, a seria zdobyła już międzynarodowe uznanie. To także jeden z tych tomów, którym Goscinny i Uderzo chcieli trafić do starszego czytelnika (inne to m.in. “Asteriks i kociołek” oraz “Niezgoda”). Motywem przewodnim są tu bowiem pieniądze, korupcja i zabójstwa. Na pewnym etapie autorzy chcieli bowiem dotrzeć do nowego grona odbiorców i pokazać, że komiksy nawet w humorystyczny sposób mogą komentować poważne sprawy.

W Polsce komiks po raz pierwszy ukazał się w 1994 roku - niemal ćwierć wieku po światowej premierze. Obecne wydanie jest wydaniem rozszerzonym, kolekcjonerskim. Oprócz samego komiksu zawiera kilkadziesiąt stron dodatków redakcyjnych - publicystyki, ciekawostek, historii, przedruków materiałów reklamowych i fragmentów scenariusza. Warto podkreślić, że dziś komiks liczy już ponad pół wieku, a wcale nie czuć po nim upływu czasu. Jest na tyle uniwersalny, że ktoś nieznający serii (są tu tacy?) nie byłby w stanie ocenić jak dawno napisano tę przygodę. To kolejny z fenomenów charakteryzujących przygody Gala Asteriksa.
Niezmiennie mocno polecam zarówno nowym czytelnikom jak i starym wyjadaczom!