Batman Arkham. Pingwin. Recenzja komiksu

Tam, gdzie echo szeptów psychopatów miesza się z oddechem ciemności, istnieje postać groteskowa, nieprzewidywalna, a przy tym boleśnie ludzka. Nie nosi maski nietoperza, nie roztacza klauniego uśmiechu, nie zachwyca futurystycznymi gadżetami. Przyciąga uwagę inaczej – zimną kalkulacją, chłodnym spojrzeniem i ostrzem elegancji. Pingwin.
Wydawnictwo Egmont w antologii „Batman Arkham: Pingwin” otwiera przed nami drzwi do bogatej galerii opowieści, które pokazują nie tylko ewolucję Oswalda Cobblepota, ale też zmieniający się stosunek twórców do tej postaci. Od groteskowego złodziejaszka po bezwzględnego lorda przestępczości – to podróż przez dekady, style i narracje, w której echo przeszłości nieustannie ściera się z brutalną teraźniejszością.
Na wydanie zbiorcze składa się osiem opowieści, od pierwszego występu Pingwina w latach 40. po współczesne, psychologiczne dramaty:
- Batman zostaje genialnie wrobiony w przestępstwo! (Detective Comics #58, 1941)
- Powrót Pingwina (Batman #155, 1963)
- Fragmenty Pingwina! (Batman #374, 1984)
- Śnieg i lód – cz. 1 „Oda do Pingwina” oraz cz. 2 „Sowa na dachu kwili” (Detective Comics #610–611, 1990)
- Triumf Pingwina (Batman: Penguin Triumphant, 1992)
- Pingwin powraca – cz. 1 „Gorejące oblicza” oraz cz. 2 „Sokół egipski” (Batman #548–549, 1997)
- Noc Pingwina (Detective Comics #824, 2006)
- Kto się śmieje ostatni! (Joker’s Asylum: Penguin #1, 2008)
To zestawienie pozwala prześledzić drogę Pingwina od jego pierwszego występu po współczesne interpretacje. Od ramotek po historie psychologiczne. Scenariusze wyszły spod pióra Billa Fingera, Douga Moencha, Alana Granta, Johna Ostrandra, Paula Diniego i Jasona Aarona. Rysunki tworzyli:Bob Kane, Sheldon Moldoff, Don Newton, Norm Breyfogle, Joe Staton, Kelley Jones, Don Kramer i Jason Pearson.Wielu z nich to prawdziwe legendy komiksu.Już sama ta lista budzi respekt – i zapowiada różnorodność.



Fabuła – mozaika zbrodni, śniegu i krwi
Antologia „Batman Arkham: Pingwin” to nie jest zwykły zbiór opowieści. To historia ewolucji – nie tylko komiksu, ale i samego Oswalda Cobblepota. Każda z historii jest jak odłamek lustra, w którym odbija się inny fragment jego duszy: raz przebiegłość, raz groteska, innym razem zimna kalkulacja albo nagi tragizm. Raz patrzymy na złodziejaszka w meloniku, innym razem na zimnego króla podziemia, jeszcze kiedy indziej na samotnego człowieka, którego największym wrogiem zawsze była pogarda świata.
Początkowe opowieści to typowa złota era. Pingwin to sprytny, lecz jeszcze komiczny antagonista, przypominający bardziej sztukmistrza niż lordowskiego drapieżnika. W historiach Fingera pojawia się jako mistrz podstępu, ktoś, kto potrafi wykiwać Batmana nie siłą, lecz inteligencją. Gotham tamtych lat jest tłem kryminalnej farsy – gdzie absurd i lekkość mieszają się z pierwszymi odcieniami mroku.
Ale dekady mijają, a wraz z nimi rośnie także ciężar opowieści. W kolejnej historii z lat 80. groteskowy ptak traci swoje komediowe pióra i przybiera barwy kruka. To już nie postać do wyśmiania, ale ktoś, kto zna reguły świata i manipuluje nimi z zimną precyzją. Tu pojawia się wątek przestępczości zorganizowanej, mafijnych układów i chłodnej kalkulacji, które czynią z Oswalda figurę niemal polityczną – a nie tylko złoczyńcę w stroju z cyrku.
Jeszcze dalej posuwa nas „Śnieg i lód”. To historia, w której metafora staje się rzeczywistością. Pingwin staje się zimą: bezwzględną, nieustępliwą, śmiertelnie piękną w swojej ciszy. Batman w tych rozdziałach nie walczy tylko z człowiekiem – walczy z aurą, z klimatem, który sprzyja jego przeciwnikowi. To rozdziały gęste od atmosfery, gdzie każda scena przypomina lodowe ostrze, wbite głębiej z każdym kolejnym kadrem.
Idziemy dalej. W latach 90. Pingwin nie przypomina ani trochę pajaca, to ważna już figura mafijna. Pingwin tworzy swoją fortecę w postaci Iceberg Lounge – miejsca, które jest jednocześnie legalnym biznesem i siedliskiem podziemnego zła. To tu objawia się jego podwójna natura: dżentelmena i gangstera, ofiary i kata, groteskowego ptaka i zimnego stratega.
Najmocniej jednak uderza finał. To nie jest historia o przeciętnym złoczyńcy. To wiwisekcja duszy. Tu poznajemy Oswalda jako człowieka złamanego szyderstwem, poniżanego za wygląd, odrzuconego przez społeczeństwo. I choć zdobył władzę, nigdy nie zdobędzie tego, czego pragnie najbardziej – akceptacji. To opowieść, w której potwór i ofiara stapiają się w jedno. Tragizm, który zostaje z czytelnikiem jeszcze długo po zamknięciu tomu.
Każda z tych historii ma inny ton, inną dynamikę. Raz to szybki kryminał, raz gotycki dramat, raz psychologiczna tragedia. Ale wszystkie splatają się w jedną większą całość: portret człowieka, który stał się tym, czym Gotham chciało, żeby był – cieniem, echem drwin, ptakiem bez możliwości lotu.
Fabuła wciąga choć czasami miałem wrażenie, zwłaszcza w tych pierwszych opowiadaniach, że z takiego komiksu wyrosłem lata temu. Mamy tu również kilka ukrytych smaczków, a „Posterunkowy Batman” bardzo mnie rozbawił.



Scenariusze – architektura mroku
Każdy ze scenarzystów wnosi do postaci Pingwina inny ton. Finger i Moench akcentują przebiegłość i teatralność. Grant i Ostrander bawią się mrokiem i psychologią, przenosząc postać na wyższy poziom intelektualnego przeciwnika. Dini i Aaron penetrują najgłębsze rejony duszy Oswalda, pokazując go jako tragicznego antybohatera, który pragnie bliskości, ale skazany jest na samotność. Narracja płynie falami – od pulpowej prostoty lat 40. po psychologiczną wiwisekcję współczesnych komiksów. Dialogi są często ostre jak szkło – ironiczne, przepełnione pogardą i ukrytą emocją. Scenariusze, mimo różnic epok, tworzą spójną mozaikę, która ukazuje Pingwina jako istotę ewoluującą, nieustannie zmieniającą się wraz z samym Gotham.
Warstwa graficzna – krew na śniegu, tusz w mroku
Nie sposób mówić o tej antologii, nie zanurzając się w jej wizualnym kalejdoskopie. Bo „Batman Arkham. Pingwin” to nie tylko opowieści – to galeria stylów, które przez dekady kształtowały sposób, w jaki czytelnicy widzieli zarówno Batmana, jak i jego przeciwników. A Oswald, jak żadna inna postać, zmieniał twarz w zależności od ręki artysty.
Bob Kane i Sheldon Moldoff – To komiksowa archeologia, prosta kreska, mocne kontury, kolory jakby wzięte z plakatu teatralnego. Pingwin wygląda tam jak karykatura angielskiego lorda, bardziej śmieszny niż groźny. Jednak w tym archaizmie jest pewien urok – przypomina stary film noir, gdzie bohaterowie poruszają się w świecie czarno-białych archetypów.
Kiedy przychodzi czas Dona Newtona i Joe Statona, komiks nabiera ciężaru. Kadry są gęstsze, sylwetki mocniejsze, Gotham zaczyna oddychać mrokiem. Pingwin w ich interpretacji to już nie pajac – to mafiozo, którego sylwetka przywodzi na myśl gangsterskich bossów z filmów lat 70. Widać, że Gotham powoli przestaje być miastem kolorowych złoczyńców, a staje się koszmarem na jawie.
Potem pojawia się Norm Breyfogle, mistrz dynamiki. To u niego Pingwin nabiera groteskowej, lecz złowrogiej energii. Kadry pulsują, linie są ostre, Batman to cień w ruchu, a Oswald – dziwaczny, lecz złowieszczy kształt. To estetyka, która przywodzi na myśl pulsujący neon w deszczowej uliczce – ostra, niepokojąca, niestabilna.
Kelley Jones to z kolei koszmar lunatyka. Jego kreska jest przerysowana, postaci wydłużone, miasto przypomina gotycki sen senny, w którym architektura sama zdaje się krzyczeć. Pingwin u Jonesa wygląda jak potwór z karykatury, ale zamiast śmieszyć – przeraża. To groteska doprowadzona do punktu, w którym staje się horrorem.
Na końcu mamy Dona Kramera i Jasona Pearsona – realizm współczesny, niemal filmowy. Tu nie ma już miejsca na bajkę czy przesadę. Widzimy zmarszczki, fałdy skóry, detale, które sprawiają, że Pingwin wydaje się prawdziwy. Iceberg Lounge tętni luksusem, ale jest to luksus duszny, zimny, ciężki od złotych żyrandoli i spojrzeń ludzi, którzy wiedzą, że weszli w paszczę lwa.
To właśnie w tej różnorodności tkwi siła tomu. Czytelnik nie tylko śledzi ewolucję fabularną, ale też estetyczną – od prostoty plakatowej, przez gotycki ekspresjonizm, aż po niemal gangsterski realizm. Antologia staje się podróżą nie tylko przez historie, ale i przez sposób widzenia Gotham: od scenicznej farsy po klaustrofobiczny horror.
To jak spacer przez galerię sztuki, gdzie każdy obraz jest o tym samym człowieku, ale żaden nie pokazuje go tak samo. I każdy jest prawdziwy.


Lustro pęknięte na pół
Antologia ma w sobie siłę, ale i ciężar. Zaletą jest bez wątpienia przekrojowość – czytelnik widzi, jak zmieniała się wizja Pingwina na przestrzeni dekad. Można tu odnaleźć zarówno prostą rozrywkę, jak i psychologiczne dramaty. Warstwa graficzna jest bogata i różnorodna, co czyni z tomu wizualny album ewolucji komiksu.
Z drugiej strony, różnice w jakości poszczególnych opowieści bywają rażące. Niektóre starsze historie mogą dziś wydać się naiwne, schematyczne, a chwilami wręcz przestarzałe. Dla części czytelników brak spójnej, jednolitej narracji może być wadą – antologia to bowiem zbiór fragmentów, nie opowieść ciągła.
Podsumowując, antologia poświęcona Pingwinowi, to całkiem udany komiks pokazujący historię i transformację jednego z najgroźniejszych złoczyńców w Gotham. Na pewno warto sięgnąć i zapoznać się z lekturą, dzięki czemu będziemy mogli sobie bardziej wyrobić zdanie na temat Oswalda. Czy wybór opowieści mógł być inny? Może i tak. Jednak mam nadzieję, że niniejsze opowiadania zachęcą czytelników do sięgnięcia po więcej, do głębszej eksploracji postaci Pingwina.
Komiks został wydany przez wydawnictwo Egmont.
Tytuł: Batman Arkham. Pingwin
Scenariusz: Bill Finger, Doug Moench, Alan Grant, John Ostrander, Paul Dini, Jason Aaron
Ilustracje: Bob Kane, Sheldon Moldoff, Don Newton, Norm Breyfogle, Joe Staton, Kelley Jones, Don Kramer, Jason Pearson
Tłumaczenie: Marek Starosta
Format: 170x260 mm
Okładka: twarda
Ilość stron: 240 (kolor)
Rok wydania: 2025
Cena okładkowa: 119,99 zł
[Współpraca reklamowa] Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.