Batman. Pełnia. Recenzja komiksu
Mówią, że w każdym z nas tkwi bestia. A co, jeśli nie jest ona wyłącznie metaforą psychologiczną, lecz realnym potworem z krwi i kości? Co, jeśli nawet najspokojniejszy, najbardziej poukładany człowiek raz w miesiącu, pod wpływem blasku księżyca, traci nad sobą kontrolę, a likantropia przestaje być legendą, a staje się wyrokiem? W Gotham pojawia się wilkołak. W Gotham rodzi się kolejny problem, ciężki, mroczny i niepokojąco pierwotny. Batman patrzy mu w oczy. I robi to o krok za głęboko.
Na polskim rynku ukazała się kolejna pozycja z linii DC Black Label – „Batman. Pełnia”. Za komiks odpowiada duet Rodney Barnes (scenariusz) oraz Stevan Subic (ilustracje, tusz i kolory). Komiks został wydany przez wydawnictwo Egmont.
Motyw wilkołaków był w popkulturze eksploatowany na dziesiątki sposobów – od taniego horroru po romantyczne metafory wykluczenia. Rodney Barnes proponuje jednak własną, wyraźnie autorską wizję. Przenosi likantropię do Gotham i traktuje ją nie jako atrakcyjny gadżet fabularny, lecz jako centralny problem moralny i egzystencjalny. Skoro akcja toczy się w Gotham, sprawą musi zająć się Batman – ale bardzo szybko okazuje się, że to śledztwo wymyka się wszystkim znanym mu kategoriom.
Wilkołak w tej historii nie jest folklorystycznym straszydłem ani popkulturową ciekawostką. Likantropia nie pełni funkcji kostiumu. Jest biologicznym i psychicznym wyrokiem, procesem stopniowego rozpadu tożsamości, który obserwujemy z bliska. Batman natomiast nie występuje tu w roli wszechwładnego stratega. Jest świadkiem tragedii, której nie potrafi w pełni naprawić – i ta bezradność staje się jednym z najmocniejszych elementów narracji.
Fabuła rozwija się jak klasyczna historia kryminalna tylko po to, by stopniowo odebrać czytelnikowi wszystkie znane punkty odniesienia. Gotham zostaje dotknięte serią brutalnych ataków. Nie ma tu teatralności Jokera ani intelektualnych gierek Riddlera. Jest czysta, zwierzęca przemoc. Ciała ofiar są rozszarpane, miejsca zbrodni przypominają sceny panicznego, instynktownego mordu.
Batman wchodzi w sprawę z typową dla siebie chłodną precyzją: analiza ran, trajektorii ataku, czasu zdarzeń. Początkowo wszystko da się jeszcze wpisać w racjonalny schemat - wyjątkowo brutalny sprawca, być może zaburzenia psychiczne, być może środki psychoaktywne. Barnes bardzo świadomie prowadzi ten etap narracji, bo im mocniej Batman próbuje uporządkować rzeczywistość, tym boleśniejszy staje się moment, w którym racjonalność całkowicie się rozpada.
Kluczową osią fabularną staje się postać wilkołaka. Barnes poświęca jej zaskakująco dużo empatii narracyjnej. To nie jest istota, która poluje z wyboru. To człowiek budzący się po nocach z lukami w pamięci, z krwią pod paznokciami i przerażającą świadomością, że kolejna pełnia jest nieunikniona. Jego strach nie polega na tym, że zostanie schwytany. Polega na tym, że nie widzi przed sobą żadnej przyszłości.
W pewnym momencie Batman staje z potworem twarzą w twarz - i zostaje podczas walki ugryziony. Od tej chwili stawka rośnie dramatycznie. Mroczny Rycerz nie tylko ściga wilkołaka, ale sam zaczyna zmagać się z postępującą likantropią. Granica między łowcą a ofiarą zaczyna się niebezpiecznie zacierać. Jak ta opowieść się zakończy, najlepiej przekonać się samemu.
Samą historię czyta się zaskakująco płynnie. Narracja jest dynamiczna, pozbawiona zbędnych dygresji. Całość przywołuje na myśl czasy starych zeszytowych wydań TM Semic - zwartych, intensywnych opowieści, które kończyło się jednym tchem. Choć „Pełnia” składa się z czterech części, nie wpływa to negatywnie na rytm. Jest mrocznie, brutalnie i konsekwentnie. Zwroty akcji potrafią realnie pogmatwać sytuację, a napięcie utrzymuje się do samego końca. Brutalność momentami bywa bardzo dosadna, ale trzeba pamiętać: to linia Black Label. To komiks wyraźnie adresowany do dorosłego czytelnika.




Gotham w wizji Barnesa dusi się strachem. To nie miasto gangsterów, lecz miasto ofiar. Bruce Wayne zostaje zepchnięty do defensywy w sposób, jakiego dawno nie oglądaliśmy. Jego wiara w dedukcję, analizę i technologię zderza się ze ścianą niemożliwego. Widzimy Batmana zmęczonego, poobijanego i - co najważniejsze - wątpiącego. To pęknięcie w pancerzu Mrocznego Rycerza napędza całą opowieść. Wayne rozumie, że jego gadżety są bezsilne wobec pierwotnej magii i biologicznego przekleństwa. Jego monologi wewnętrzne pełne są goryczy i narastającego lęku - nie o własne życie, lecz o duszę miasta, które coraz bardziej się zezwierzęca.
Postacie drugoplanowe zostały rozpisane z dużą świadomością. Barnes traktuje je jak elementy większej układanki, z których każdy rzuca inne światło na koszmar.
Zatanna zmienia ton opowieści z kryminału w horror okultystyczny. Nie jest sceniczną maginią w cylindrze, lecz przewodniczką po świecie klątw. To ona uświadamia Batmanowi, że walka z wilkołakiem nie dotyczy ciała, lecz czegoś znacznie starszego i głębszego. Jej dialogi są melancholijne, pełne fatalizmu, a relacja z Bruce’em napięta i niekomfortowa.
Jest i John Constantine, który pojawia się jak ktoś, kto zna zakończenie. Jego cynizm nie jest pozą, lecz mechanizmem obronnym. Bez ogródek daje do zrozumienia, że nie każdą historię da się zakończyć dobrze, a próba ocalenia wszystkich często prowadzi do jeszcze większej tragedii.
James Gordon symbolizuje bezradność zwykłego człowieka wobec nadnaturalnego horroru. Widzimy w nim zmęczenie, które przeradza się w autentyczne przerażenie, gdy prawo i procedury okazują się bezużyteczne.
Nie można zapomnieć o Kirku Langstromie (Man-Bat). Jego wątek jest jednym z najbardziej tragicznych i najlepiej napisanych. Jako naukowiec, który sam stał się potworem, stanowi żywe, cierpiące lustro dla wilkołaka. Jego wątek pokazuje desperacką próbę naukowego zrozumienia potworności - próbę skazaną na porażkę.
A sam wilkołak? To jednocześnie bestia i ofiara. Jedna z ciekawiej skonstruowanych postaci w tym komiksie.




Warstwa graficzna to absolutny majstersztyk grozy. Stevan Subic tworzy styl ekspresjonistyczny, brudny, momentami wręcz odpychający - i właśnie dlatego tak skuteczny. Jego kreska jest nerwowa, rozedrgana, pełna niepokoju. Postacie nie są ładne. Bruce Wayne wygląda na wycieńczonego, a Batman przypomina masywną, czarną bryłę pochłaniającą światło. To nie heros w lśniącej zbroi, lecz demon walczący z innymi demonami.
Sceny transformacji i przemocy są bezkompromisowe. Pękająca skóra, wydłużające się szczęki, obłęd w oczach - wilkołak w interpretacji Subicia jest przerażający i dominujący. Dynamika kadrów w scenach walki jest chaotyczna, klaustrofobiczna, niemal dezorientująca. Kolorystyka opiera się na zgaszonych barwach i cieniu, który często ukrywa więcej, niż pokazuje, zmuszając wyobraźnię do dopowiedzenia reszty.
Największą siłą rysunków jest brak dystansu. Przemoc jest cielesna i bliska. Niektóre plansze wymuszają pauzę - nie z powodu efektowności, lecz intensywności.
Czytając „Batmana: Pełnię”, miałem wrażenie obcowania z mrocznym, psychologicznym horrorem z elementami gore. Pogłębiona psychologia postaci, świadome tempo narracji i bezkompromisowa oprawa graficzna tworzą spójną, ciężką całość. Mnie ten komiks kupił.
Oczywiście nie jest to pozycja pozbawiona wad. Styl Subicia może nie przypaść do gustu każdemu, a fabuła wyraźnie odbiegająca od klasycznego Batmana może odstraszyć część fanów.
Mimo to gorąco zachęcam do sięgnięcia po „Batmana: Pełnię” - ale świadomie. To nie jest komiks do kawy w słoneczne popołudnie. To rytuał. Zaproszenie do świata, w którym cienie mają zęby, a jedynym obrońcą jest człowiek stojący o krok od szaleństwa. Jeśli cenicie „Arkham Asylum” Morrisona i mroczne historie spod szyldu Black Label, „Pełnia” ma wszelkie szanse Was zachwycić i przerazić.
I pilnujcie się przy najbliższej pełni. Nie dlatego, że możecie spotkać wilkołaka - ale dlatego, że to Wy możecie nim zostać.
| Współpraca recenzencka (redakcja otrzymała bezpłatny egzemplarz) |
TAK |
|---|---|
| Tytuł | „Batman. Pełnia” |
| Seria | DC Black Label |
| Wydawca | Egmont |
| Scenarzysta | Rodney Barnes |
| Rysownik | Stevan Subic |
| Kolorysta | Stevan Subic |
| Tłumacz | Tomasz Sidorkiewicz |
| Rok wydania | 2025 |
| Format | 170x260 mm |
| Okładka | twarda |
| Liczba stron | 160 (kolor) |
| Cena okładkowa | 89,99 zł |
Zamieszczone w recenzji obrazy pochodzą z omawianego komiksu i zostały wykorzystane wyłącznie w celach informacyjnych i promocyjnych, w ramach dozwolonego użytku recenzenckiego. Nie są w żaden sposób używane ani udostępniane w celach szkolenia systemów sztucznej inteligencji.
[Współpraca reklamowa] Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę.