„Będziesz smażyć się w piekle” – Symfonia sławy, upadku i zniszczenia. Recenzja komiksu

Gdy kończy się marzenie, zostaje tylko hałas. Gdy kończy się hałas – zaczyna się prawda. Krzysztof „Prosiak” Owedyk powraca z dziełem, które przypomina metalowy koncert: głośne, surowe, poruszające i… bolesne. „Będziesz smażyć się w piekle” to coś więcej niż historia o zespole. To świadectwo rozkładu – moralnego, emocjonalnego i artystycznego.
Wydawnictwo Kultura Gniewu na 25 lecie swojej działalności postanowiło wznowić kilka z najlepszych i klasycznych już komiksów ze swojego portfolio. Jednym z tych tytułów jest „Będziesz smażyć się w piekle”. To już drugie wydanie, lekko zmienione – nowa, twarda okładka plus alternatywne zakończenie.
Przyznam, że gdy kilka lat temu czytałem pierwsze wydanie niniejszego komiksu, już wtedy wiedziałem, że jest to dzieło ponadczasowe. Tytuł, który na zawsze zostawi swój ślad (mam nadzieję, że nie tylko) w polskim Komiksowie. Zresztą nie bez kozery został on nagrodzony i zajmuje swoje zaszczytne miejsce na stałej wystawie w Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej w Łodzi.
Gdyby „The Dirt” Mötley Crüe połączyć z „Requiem dla snu”, i pokolorować to wszystko czernią rodem z „Sin City”, powstałby właśnie ten album. Ale to nie kolaż inspiracji – to świat własny, brutalny i bez filtra. Komiks Prosiaka to fabularny młot pneumatyczny: wali, tnie i zostawia rysy.
Głównym bohaterem tej opowieści jest Tarantul – gitarzysta z prowincji, ojciec, mąż i niedoszła gwiazda. Poznajemy go w momencie, gdy jego życie toczy się w trybie „dorosłego przetrwania”: konieczność utrzymania rodziny a obok marzenie, które ciągle się tli. Marzenie, które – jak to często bywa – wybucha wtedy, gdy najmniej się tego spodziewasz.





Tarantul dostaje propozycję, jakiej się nie odrzuca: ma dołączyć do Deathstar, legendy metalowego undergroundu. Zespół, który łączy w sobie teatralność Black Sabbath, nihilizm GG Allina i bezczelność Gorgorotha.
Wokalistą i liderem Deathstaru jest Lord Solo – ekscentryczny frontman, który każdą decyzję artystyczną podejmuje z pozycji tronu zbudowanego z własnego ego. Solista i despota. Prorok i tyran. Człowiek tak głęboko zanurzony w autoparodii, że nie wiadomo już, gdzie kończy się ironia, a zaczyna autentyczne zepsucie. Postać, jakich w historii muzyki aż nadto – od Axlów po Mansonów – ale przefiltrowana przez groteskowy, czarno-biały ekspresjonizm Prosiaka. Solo rządzi zespołem twardą ręką – wyśmiewa, zastrasza, szczuje członków przeciwko sobie, trzyma wszystkich na krótkiej smyczy.
Tarantul wchodzi do tego świata jak nowicjusz do klasztoru: z zachwytem, z lękiem i z przekonaniem, że teraz wszystko się zmieni. I rzeczywiście: zmienia się. Ale nie tak, jak się spodziewał. Niestety wymarzony świat jest brutalnie inny od tego wyśnionego. A każdy kolejny dzień to zamiast życiowego rozbłysku i mocnego kopa do przodu daje coraz większe przygnębienie i utratę wiary we własne marzenia. Do tego dochodzą nawarstwiające się problemy życia codziennego.
Im dalej w las, tym drzewa rosną wyżej i gęściej. Końcowe rozdziały to emocjonalne gruzowisko: pogorzelisko sławy, na którym nie da się zbudować nic nowego bez ofiary.
Nie zdradzę oczywiście, co dokładnie się wydarzy – bo właśnie ten moment przesądza o sile komiksu. Ale uwierzcie: mocny twist zostaje w głowie. Na długo.
„Będziesz smażyć się w piekle” to nie jest komiks o muzyce. To jest komiks o kosztach. O tym, co dzieje się wtedy, kiedy marzenia się spełniają – i zaczynają cię pożerać od środka. Prosiak w swoim dziele co prawda opowiada o mechanizmach rynku muzycznego, ale równie dobrze można by przenieść tę historię do świata startupów, polityki albo sportu wyczynowego. Struktura jest ta sama: młody talent, złudna szansa, drapieżne środowisko, emocjonalny rozkład.
Właśnie dlatego Tarantul to nie tylko „gitarzysta z problemami”. To postać tragiczna – zawieszona między miłością do rodziny a lojalnością wobec zespołu, między dawną naiwnością a brutalnym przebudzeniem. Jego żona, Daga, i córka Gabi, nie są tylko „żoną i dzieckiem” – są lustrem, w którym odbija się prawdziwa stawka tej gry. Nie chodzi o kasę. Chodzi o tożsamość.
Prosiak niniejszą historię opiera na bardzo dobrze skonstruowanych bohaterach, nie tylko tych głównych, ale i na drugoplanowych, którzy dodają barw, smaku i pikanterii tej opowieści.
Basista Bogey jest… typowym basistą. Za jego spokojną zewnętrzną warstwą stoi ukryta ogromna wiedza o muzyce, pasja, emocje, umiejętności, ale również i życiowe porażki.
Perkusista Dworf, to chyba najzabawniejszy bohater w całej historii. Ślunski karzeł z ADHD, marzący o swoim industrialnym projekcie i potrafiący wirtuozersko zaśpiewać nocą utwór Skaldów „Krywaniu, Krywaniu”.
Mamy jeszcze bezdusznego menedżera zespołu Deathstar – Satanisława. To człowiek pozbawiony jakichkolwiek uczuć poza miłością do samego siebie i swojego interesu.
Bardzo ważne role w omawianej historii odgrywają żona i córka Tarantula – Daga i Gabi. To właśnie tu odgrywa się chyba największy dramat tej opowieści i naprawdę warto poznać w całości ten komiks.
Mocną stroną omawianej lektury jest niewątpliwie humor, którym Prosiak nasączył swą opowieść. To nie tylko zabawne gagi, rozmowy, sytuacje, to również bardzo ciekawie wpleciona ślonsko godka, która dodaje całości kolorytu.




Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to Owedyk – jak zawsze – nie mizdrzy się do czytelnika. Jego kreska jest surowa, kontrastowa, brutalna. Nie używa kolorów – i to nie z oszczędności, tylko z wyboru. Czerń i biel służą do obnażania, nie do upiększania. Mimika postaci bywa przerysowana, niemal karykaturalna – ale nigdy nie jest głupia. W oczach bohaterów czai się coś więcej: zmęczenie, strach, wściekłość, rozpacz.
Kadry mają różne tempo: od dynamicznych, chaotycznych scen koncertowych, po klaustrofobiczne zbliżenia w garderobie. Prosiak gra rytmem, jakby sam był perkusistą – umie przyspieszyć i umie zostawić miejsce na pauzę, ciszę, niedopowiedzenie.
To komiks graficznie brutalny, ale narracyjnie subtelny. I to właśnie jego największa siła.
Owedyk to także mistrz tła. Nie tylko opowiada historię w centrum kadru – opowiada ją też na ścianach, plakatach, okładkach płyt i koszulkach. Widać tu obsesyjną dbałość o detal, która nie przeszkadza w czytaniu, ale nagradza czytelnika uważnego. To komiks, który warto przeczytać dwa razy: pierwszy raz dla fabuły, drugi – dla smaczków.
Wielkie brawa również za koncept - stworzenie kapeli, która nie jest anonimowa. Już na samym początku napotkamy na dwóch stronach świetnie zaprezentowaną dość liczną dyskografię zespołu Deathstar.
„Będziesz smażyć się w piekle” to więcej niż opowieść o muzykach. To czarna opera o współczesnym świecie, gdzie łatwo się sprzedać, a trudno się potem pozbierać. O artystach, którzy wierzą w swoją nieśmiertelność, a okazują się śmiertelni jak wszyscy inni. O ojcu, który chciał spełnić marzenie – i zobaczył, że jego spełnienie może zniszczyć wszystko, co kocha.
To także autoportret pokolenia, które dorastało w oparach metalu, punkowej kontestacji i undergroundowego buntu – a teraz musi zderzyć się z pytaniem: co po nas zostanie?
Nie każdemu ten komiks się spodoba. I bardzo dobrze. Dzieła istotne nie są po to, by się podobać. Są po to, by grzebać w ranach, rozcinać zaschnięte strupy i sprawdzać, czy coś jeszcze pod nimi żyje.
„Będziesz smażyć się w piekle” to komiks, który nie tylko warto przeczytać. To komiks, którego nie da się zapomnieć.

Na zakończenie dodam jeszcze, że za filmową adaptację komiksu zabrał się Arkadiusz Jakubik. Na razie prace trwają, a data premiery filmu nie jest jeszcze znana.

Komiks został wydany przez wydawnictwo Kultura Gniewu.
Tytuł: Będziesz smażyć się w piekle (wydanie 2025)
Scenariusz i rysunki: Prosiak (Krzysztof Owedyk)
Format: 165x235 mm
Okładka: twarda
Ilość stron: 360 (cz-b)
Rok wydania: 2025
[Współpraca reklamowa] Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Kultura Gniewu. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.