Ice Cream Man. Tom pierwszy. Recenzja komiksu

Czy pamiętasz ile razy w dzieciństwie słyszałeś z oddali znajomą melodię, z dźwiękami której miałeś w głowie tylko jedną myśl – pyszne lody? W latach 90. XX wieku lodowa furgonetka Family Frost była dość powszechnym zjawiskiem na polskich osiedlach, zwłaszcza w słoneczne niedziele. Kiedy tylko ów wehikuł zjawił się pod blokiem, szybko zbiegałem po schodach z piątego piętra, aby tylko lodziarz nie odjechał. Chciałem tylko moje lody…
Obraz sympatycznego sprzedawcy słodkości z furgonetki-chłodni Family Frost bardzo szybko uległ zmianie w moich myślach. Kiedy w 1995 roku wyszedł horror klasy B „Lodziarz” z Clintem Howardem w roli głównej, a ja go obejrzałem, to zaprzestałem jeść lody sprzedawane z tego źródła dystrybucji…
Po latach Lodziarz powrócił.
Tym razem na stronach komiksu wydanego przez wydawnictwo Shock Comics. I muszę przyznać, że sięgnąłem po niego natychmiast!
Tom pierwszy pochłonąłem wczorajszego wieczora. I mam ogromny niedosyt. Wydawca w otwierającej części przedstawił nam tylko cztery krótkie, ale całkiem dobre historie z pogranicza psychologicznego horroru i owianej tajemnicą grozy. Ech, te 128 stron przeleciały zdecydowanie za szybko. Myślę, że optymalnie byłoby puszczać ludziom tomiki z sześcioma lub ośmioma opowieściami.



O czym jest fabuła Ice Cream Mana? To cztery opowieści, cztery smaki życia – a może raczej śmierci – w których smak lodów miesza się z posmakiem krwi, żalu i pustki. Każda historia to osobna tragedia zabarwiona groteską, a przez każdą prześlizguje się nieuchwytny, lodowato uśmiechnięty Rick – tytułowy Ice Cream Man.
W otwierającej opowieści poznajemy losy opuszczonego nastolatka, który co prawda mieszka razem z rodzicami, ale… W tle mamy oprócz tajemniczego pająka także pojawiającego się wilkołaka. W kolejnej historii stykniemy się z życiem pary narkomanów – Karen i Jimmy’ego oraz pewnym mocnym dylematem, w którym znajdzie się kobieta. Czy miłość okaże się ślepa ale zbawcza? W trzecim zeszycie zgłębimy historię przebrzmiałej rock’n’rollowej gwiazdy jednego przeboju, który mimo zgorzknienia i przegranego życia otrzyma kolejną szansę na blichtr. Czy ją wykorzysta? Ostatnia opowieść jest chyba najbardziej przejmująca. Tom wraca zobaczyć się z synem. Niestety jest to jego pogrzeb. Czy ojciec odkupi swoje winy z przeszłości i pojedna się chociaż na krótki czas ze swoim synem? Przeczytajcie a się dowiecie!
Fabułę streściłem w bardzo minimalnym skrócie, opowieści są krótkie i nie chcę Wam popsuć smakowania lektury.
No dobrze. Tylko gdzie w tym wszystkim jest tajemniczy lodziarz? Gdzie jest ten, horror, groza, przerażenie? To wszystko jest ale w odpowiedniej dawce!
Lodziarz spaja ze sobą wszystkie opowieści w komiksie. To przerażający symbol upadku amerykańskiej codzienności. To istota będąca czymś więcej niż tylko człowiekiem – jest demoniczną siłą, agentem chaosu i metafizycznym pasożytem, którego działanie wykracza poza granice logicznego pojmowania. To mroczny oszust, przypominający upiorną wersję Pennywise’a z „To”, tylko bardziej subtelną, pozbawioną potrzeby spektakularnych transformacji – jego potworność tkwi w uśmiechu, spokojnym głosie i pozornie nieszkodliwym rożku lodowym.
Lodziarz to przewodnik przez amerykańskie piekło. Towarzyszy ludziom w chwilach największego kryzysu, ale nie po to, by pomóc – jego obecność to zapowiedź destrukcji. Pojawia się, gdy ktoś staje nad przepaścią, a potem delikatnie popycha. Zawsze wie, co powiedzieć, by podważyć fundamenty czyjegoś świata. W pierwszym tomie czyni to czterokrotnie, choć za każdym razem inaczej – czasem wystarczy jedno zdanie, czasem cały spektakl.
Rick nieprzypadkowo wciela się w rolę sprzedawcy lodów – symbolu niewinności, dzieciństwa, beztroski. Jego obecność to bluźniercze odwrócenie tej konwencji: urocza melodia lodowej ciężarówki zwiastuje nie radość, ale cierpienie. To wyrafinowana złośliwość – ukryć przemoc i nihilizm pod warstwą posypek i bitej śmietany. Używa lodów jak broni – rozdaje je ofiarom, czasem nimi częstuje, czasem ich kusi. Ale każdy smak niesie ze sobą zatrute wspomnienie. Często okazuje się być tęczową posypką na trumnie.
Lodziarz jest personifikacją współczesnych lęków – depresji, uzależnień, alienacji, traumy dzieciństwa. W każdej historii jego pojawienie się ujawnia głębszy problem: brak więzi, samotność, chorobę, śmierć bliskich, utratę tożsamości. On nie tworzy tych problemów – one już są w bohaterach. On tylko delikatnie drapie po tej ranie, aż pęknie. Rick to nie tyle potwór, co zwierciadło: pokazuje każdemu jego własne piekło.
Poznając wspomniane cztery opowiadania, czułem naprawdę przerażającą obecność tajemniczego jegomościa. Sam komiks od strony scenariusza to naprawdę całkiem dobry poziom. Oczywiście w konwencji, z którą mamy do czynienia.



Jeszcze kilka zdań o warstwie graficznej. Ilustracje nie tylko wspierają narrację – one ją współtworzą. To właśnie dzięki nim ten komiks przeraża nie makabrą, ale czymś znacznie subtelniejszym: pustką, ciszą, powtarzalnością, spojrzeniem Lodziarza, które świdruje przez papier jak lód z zardzewiałej maszyny.
Kreska Morazzo jest chłodna, precyzyjna, niemal chirurgiczna. Detale są tu całkiem rzeczywiste: zmarszczki, pot, brud pod paznokciami – wszystko to buduje poczucie dusznej zwyczajności, która z czasem pęka i odsłania skrywany koszmar. Nawet najzwyklejsze przestrzenie mają w sobie coś niepokojącego, coś nie na miejscu.
Układ kadrów zmienia się w zależności od historii. W momentach psychodelicznych, jak w opowieści o narkotykach, plansze ulegają dezintegracji, kadry skręcają się i płyną – oddając dezorientację bohaterów. Z kolei w historii o ojcu na pogrzebie króluje cisza, prostota i poukładana przestrzeń, budująca emocjonalny ciężar i poczucie winy. Często pojawiają się też powtórzenia i symetrie, tworzące rytm paranoi i grozy.
Kolory Chrisa O’Hallorana nie tylko uzupełniają ale i kontrastują z ciężarem opowieści. Barwy są ciekawie wymieszane, potrafią wyglądać chorobliwie: przesycone światło, niepokojące cienie, neonowa psychodelia – wszystko to stopniowo wykrzywia rzeczywistość.
Podsumowując. Lodziarz mnie i kupił i przeraził. To naprawdę tytuł godny polecenia. Jestem ciekaw następnych historii z tego uniwersum. Znów czuję się jak dzieciak, czekający na kolejny odcinek Strefy Mroku, Po tamtej stronie czy Opowieści z Krypty. Jeśli lubicie takie klimaty, to na pewno się nie zawiedziecie.
Moja prośba do Shock Comics: wydawajcie grubsze tomy! Chcę więcej lodów! Bo nie pójdę wcześniej spać!
Komiks został wydany przez wydawnictwo Shock Comics.
Scenarzysta: W. Maxwell Prince
Ilustrator: Martín Morazzo
Kolory: Chris O’Halloran
Tłumaczenie tekstu: Paweł Bulski
Format: 170x260mm
Okładka: miękka
Ilość stron: 128 (kolor)
Rok wydania: 2025
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie przez Image Comics w Ice Cream Man #1-4.
[Współpraca reklamowa] Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Shock Comics. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.