Ladies with Guns 4. Recenzja komiksu od Non Stop Comics

Kolejny tom brawurowej jazdy bez trzymanki. Autorzy pakują piątkę uciekinierek w kolejne tarapaty, ale dziewczyny na przekór wszystkiemu znajdują wyjście z coraz bardziej ekstremalnych sytuacji. Tempo akcji podkręcają fenomenalne rysunki Anlor. Scenariusz Bocqueta ani na chwilę nie zwalnia tempa.

Ladies with Guns 4. Recenzja komiksu od Non Stop Comics

„Ladies with Guns” zaliczyć można do kategorii antywesternu. Bohaterkami jest pięć kobiet z różnych światów: emerytowana nauczycielka, Indianka, londyńska wdowa, pracownica domu uciech i nastoletnia zbiegła niewolnica. Łączy je przypadek, a potem wspólne doświadczenia. Każda z nich kieruje się czytelnym motywem i widać, że jest to opowieść o sprawczości, a nie o cierpieniu dla samego cierpienia. Drugi tom podkręca pościg i survivalowy ton. Dziewczyny uciekają, liczą zasoby, improwizują i co chwilę podnoszą poprzeczkę. Trzeci tom zamyka cztery bohaterki w męskim więzieniu, gdzie wszystko zależy od planu, inicjatywy i zimnej krwi.

Tom czwarty jeszcze bardziej podkręca tempo opowieści. Jak zauważyliście już na okładce, ale i mogliście się spodziewać po poprzednich częściach, w ekipie pojawia się niemowlę. Wydarzenie to musi mieć wpływ na tempo i zakres ryzyka. Każdy ruch trzeba teraz planować z myślą o bezpieczeństwie malucha. Tyle teorii. Niestety pewne wydarzenie sprawia, że dziewczyny ponownie muszą rzucić się w szaleńczy wyścig z czasem.

W czwartej części fabuła zamienia się w opowieść drogi. Trzeba przejechać kraj, przemykać między pościgami, łapać pociągi i unikać miejsc, gdzie plotki biegną szybciej niż konie. Ten album jest zbudowany z kilku większych przystanków, w których humor zderza się z twardszymi scenami. Bocquet gra rytmem: po napięciu daje chwilę oddechu, po żarcie wrzuca decyzję z ciężarem. Dzięki temu czyta się to płynnie i bez uczucia, że ktoś próbuje nas oszukać tanim zwrotem akcji.

Świetną robotę robią rysunki Anlor, czyli Anne-Laure Bizot. Nieco cartoonowy styl i masa ekspresji podkręca tempo opowieści. Dynamiczny układ kadrów sprawia, że z komiksu nie wieje statyczna nudą. Rysowniczka ma doświadczenie animacyjne i to widać w płynności ruchu oraz w sposobie prowadzenia kadrów. Wcześniej współtworzyła „Amère Russie” i „Camp Poutine”. 

Scenariusz pisze Olivier Bocquet. Jeśli kojarzycie serię „Frnck” czy jego epizody „Spirou i Fantasio”, to wiecie, że lubi łączyć tempo, humor i przygodę. Tutaj robi to bez nadęcia i z dobrym wyczuciem rytmu scen. Duet zgrywa się na poziomie podstawowych decyzji inscenizacyjnych, dlatego albumy „Ladies with Guns” są tak spójne i dobre w odbiorze. Połyka się je z zapartym tchem.

W Polsce serię wydaje wydawnictwo Non Stop Comics. Albumy mają twardą oprawę i liczą około 60 stron. Najnowszy tom stosunkowo szybko trafił do polskich czytelników po francuskiej premierze - zadebiutował nad Wisłą we wrześniu. Na dziś mamy cztery części, ale biorąc pod uwagę konstrukcję ostatnich plansz, nie postawiłbym jeszcze ostatniej kropki. Jeżeli seria wróci, ma do czego nawiązać i ma z kim wracać.

Podsumowując, to wciąż ten sam szybki, bezpretensjonalny antywestern, który mówi o lojalności i odpowiedzialności bez moralizowania. Jeśli kupiliście więzienne napięcie trójki i survivalowy ton dwójki, czwórka dostarczy Wam nie gorszych wrażeń. A jeśli dopiero zaczynacie, zacznijcie od początku. To całkiem niezła opowieść, która mimo swojego rozrywkowego charakteru, skłania do głębszych refleksji na temat pozycji kobiet w XIX wieku. 

[Współpraca recenzencka] Egzemplarz komiksu otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Non Stop Comics. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię i nie czytał tekstu przed publikacją.