Mity Kościanego Sadu. Przejście. Recenzja komiksu

Mity Kościanego Sadu. Przejście. Recenzja komiksu

Czujesz chłód na karku? To nie przeciąg. To cień czegoś, co czai się tuż za granicą percepcji, szept, który zagłusza bicie twojego serca. Zamknij oczy, a i tak zobaczysz, że nie jesteś sam. Bo oto wkraczamy do miejsca, gdzie rzeczywistość zgina się w nienaturalne kształty, a granice między jawą a koszmarem zacierają się nieodwracalnie. Witaj w Kościanym Sadzie. Pora poznać jego mity, a pierwszym z nich będzie „Przejście”.

"Mity Kościanego Sadu" to ambitne przedsięwzięcie, które narodziło się z mrocznych wizji Jeffa Lemire’a i Andrei Sorrentino. Ten duet twórców, znany z zamiłowania do eksploracji najciemniejszych zakamarków ludzkiej psychiki i nieludzkich zjawisk („Gideon Falls”, „Joker: Zabójczy uśmiech”, „Pierwotny”) postanowił stworzyć spójne uniwersum grozy. Celem było zanurzenie czytelników w świecie, gdzie zło nie ma jednej formy, lecz przejawia się w niezliczonych, przerażających aspektach, oplatając rzeczywistość mackami obłędu i rozpaczy.

Seria oryginalnie rozpoczęła swój makabryczny taniec w USA w 2022 roku, zapowiadając długą podróż przez odmęty pierwotnego strachu, gdzie każdy kolejny tytuł odsłania nowy fragment makabrycznej mozaiki. Nie jest to zbiór luźnych opowieści, lecz połączone naczynia, z których każda kropla krwi wzmacnia mroczną esencję całości.

Dzięki wydawnictwu Mucha Comics również polscy czytelnicy mają szansę poznać te niesamowite historie. Pierwszym komiksem z niniejszej serii (i mam nadzieję nie ostatnim) jest „Przejście”.

strona komiksu „Mity Kościanego Sadu. Przejście.”
strona komiksu „Mity Kościanego Sadu. Przejście.”
strona komiksu „Mity Kościanego Sadu. Przejście.”

W gęstej, nieprzeniknionej mgle, która spowija wyspę niczym całun, rozpościera się opowieść o Johnie Reedzie, geologu ścigającym widma przeszłości, które nieustannie depczą mu po piętach. John przybywa do odciętej od świata wyspy z latarnią morską, odizolowanej od cywilizacji enklawy, by zbadać nicość – dziurę, która zdaje się prowadzić wprost do serca kosmicznego strachu, do otchłani, z której emanuje pierwotne zło.

Już od pierwszych chwil, atmosfera gęstnieje, a samotność wyspy staje się namacalna. John jest nękany przez wspomnienia z dzieciństwa, gdzie matka, niczym duch, powraca w jego myślach, wplątując go w sieć niewypowiedzianej traumy. Jej obecność, choć efemeryczna, stanowi stały, bolesny rezonans, który nieustannie podkopuje i tak już nadwątloną psychikę Johna. Każdy cień, każdy szmer, wydaje się być echem jej głosu, lub cichym przypomnieniem o niezabliźnionych ranach. Ten osobisty horror wzmaga jego podatność na wpływy, które wydają się wydobywać z otchłani, stając się katalizatorem dla coraz bardziej irracjonalnych i niepokojących zdarzeń.

Na wyspie John spotyka latarniczkę Sally oraz jej brata, których obecność jest równie niepokojąca, co sama otchłań. Ich milcząca zgoda na wszechobecne zło, ich bierna akceptacja czegoś, co wykracza poza ludzkie pojmowanie, staje się kolejnym czynnikiem destabilizującym Johna. Dynamika historii to powolne, klaustrofobiczne zstępowanie w szaleństwo. Początkowe fascynacje geologiczne szybko ustępują miejsca paranoi i halucynacjom. Dziura, którą John ma badać, staje się czymś więcej niż tylko fenomenem geologicznym – to portal do innego wymiaru, miejsce, gdzie zacierają się granice między rzeczywistością a koszmarem.

Kluczowe wydarzenia to stopniowe odkrywanie przerażającej prawdy o wyspie i jej mieszkańcach. Każde, pozornie niewinne zdarzenie, odsłania nowy, mroczny sekret. Szepty wiatru niosą ze sobą niepokojące melodie, cienie wydłużają się w groteskowe kształty, a w końcu, to co ukryte, zaczyna się materializować. Zwroty akcji są subtelne, ale uderzające. Nie ma tu nagłych, rzucających na kolana niespodzianek, lecz powoli rozwijająca się świadomość, że coś jest fundamentalnie złe, a John jest tylko pionkiem w grze, której zasad nie rozumie. Jego trauma z dzieciństwa, nękające go wizje matki, stają się narzędziem w rękach nieznanych sił, wykorzystujących jego słabości do własnych, przerażających celów.

Scenariusz Lemire'a to mistrzowskie studium narastającego obłędu, z precyzyjnie konstruowanym napięciem , które dusi czytelnika, nie dając mu ani chwili wytchnienia. Dialogi są oszczędne, pełne niedopowiedzeń, które wzmacniają uczucie grozy, pozostawiając miejsce dla wyobraźni czytelnika, by wypełniła luki najgorszymi możliwymi scenariuszami. To nie tylko opowieść o nadprzyrodzonej grozie, ale też głęboka analiza psychologiczna człowieka postawionego na granicy wytrzymałości.

Warstwa graficzna komiksu w wykonaniu Andrei Sorrentino to prawdziwy majstersztyk, który w genialny sposób współgra z mrocznym scenariuszem Lemire’a. Kreska Sorrentino jest niekiedy szorstka, chropowata, niczym rysunek węglem na surowym płótnie, a jednocześnie niesamowicie precyzyjna w oddawaniu detali i emocji. Czasami zamienia się w bardzo plastyczny styl, jakby Sorrentino nakładał pędzlem linie na zdjęcia.

strona komiksu „Mity Kościanego Sadu. Przejście.”
strona komiksu „Mity Kościanego Sadu. Przejście.”

Dynamika kadrów jest hipnotyzująca. Sorrentino często posługuje się nieregularnymi ramkami, które zrywają z konwencją, potęgując uczucie dezorientacji i niepokoju. Kadry nachodzą na siebie, zlewają się, tworząc wrażenie klaustrofobicznego labiryntu, z którego nie ma ucieczki. Często używa zbliżeń na detale, takie jak zmęczone oczy Johna, drżące dłonie czy pęknięcia na kamiennej ścianie latarni, które w ten sposób stają się nośnikiem ukrytych znaczeń i narastającej grozy. Mamy również wspaniałe splashe, które wwiercają się w nasz umysł w trakcie i po zakończeniu lektury.

Jeśli chodzi o kolory, to kapitalną robotę wykonał David Stewart. Paleta barw pochłania światło, tworząc gęste cienie, w których czai się niewidzialne zło. Kolory wzmacniają poczucie izolacji i surowości otoczenia, przypominając o rozkładzie i śmierci, stanowią niepokojące akcenty, podświadomie wzmacniając uczucie zagrożenia. Użyte barwy nadają scenom upiorny, eteryczny charakter, zacierając granice między tym, co realne, a tym, co widmowe.

Artyści w warstwie graficznej z niezwykłą maestrią operują światłocieniem, tworząc dramatyczne kontrasty, które potęgują uczucie dreszczu. Światło często wydaje się być skąpe, z trudem przebijające się przez mrok, co wzmacnia poczucie uwięzienia i beznadziei. Każdy panel emanuje przerażającą atmosferą, czyniąc grafikę nie tylko ilustracją, ale integralnym elementem opowieści, który sam w sobie opowiada historię.

Jak każdy twór, tak i "Przejście" ma swoje jasne i mroczne strony. Niewątpliwą zaletą jest mistrzowskie budowanie atmosfery – komiks dusi czytelnika napięciem, z każdą stroną wciągając go głębiej w odmęty szaleństwa i pierwotnego strachu. Scenariusz Lemire’a jest głęboki i wielowymiarowy, nie unika trudnych tematów, a psychologiczny portret Johna Reeda jest niezwykle sugestywny i bolesny. Dynamika akcji, choć powolna, jest konsekwentna i w pełni uzasadniona, idealnie pasując do tempa rozwijającej się grozy. Największym atutem jest jednak wybitna warstwa graficzna Andrei Sorrentino, która nie tylko wspiera narrację, ale wręcz ją wzmacnia, nadając jej unikalnego, niepokojącego charakteru. Kolory, kreska, kompozycja kadrów – wszystko to składa się na wizualne arcydzieło.

Jednakże, dla niektórych czytelników, powolne tempo narracji może okazać się wyzwaniem, zwłaszcza dla tych, którzy preferują szybkie, dynamiczne akcje. Komiks nie podaje odpowiedzi na tacy, co dla jednych będzie atutem, dla innych może być wadą, pozostawiając uczucie niedosytu lub wręcz irytacji. Niewielka ilość dialogów oraz dominacja wewnętrznych monologów Johna, choć sprzyjają budowaniu atmosfery, mogą sprawić, że historia stanie się hermetyczna dla czytelników nieprzywykłych do tego typu narracji. Komiks wymaga od czytelnika zaangażowania i gotowości do mierzenia się z niepokojącymi pytaniami, które stawia.

Szkoda również, że historia tak szybko się kończy. Był tu ogromny potencjał, by rozwinąć to zdecydowanie bardziej, zarówno od strony biegu wydarzeń jak i uwydatnienia bardziej sylwetek bohaterów.

„Przejście" to komiks, który wykracza poza zwykłą rozrywkę, stając się głębokim, przerażającym doświadczeniem. Fascynacja tą historią wynika ze zdolności do wnikania w najgłębsze lęki, do budowania napięcia, które nieustannie narasta, a jednocześnie pozostawia przestrzeń dla wyobraźni czytelnika. To świadectwo, że medium komiksowe potrafi być równie potężne, co literatura, w eksplorowaniu najciemniejszych zakamarków ludzkiej psychiki i kosmicznego zła.

Zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę, by samemu zmierzyć się z potęgą strachu, który powoli, ale nieubłaganie, wsysa w swój wir. To nie jest opowieść, którą się zapomni. Ona pozostawi swój ślad, długo po odłożeniu tomu. Pozwólcie, by ta mroczna wizja zawładnęła waszym umysłem, bo nikt tutaj nie jest i nie będzie bezpieczny.

Mam nadzieję, że na następną opowieść z serii „Mity Kościanego Sadu” wydawnictwo Mucha Comics nie każe nam czekać zbyt długo. Ja osobiście już wyglądam i czekam na kolejne spotkanie z tajemniczym Złem.

Komiks został wydany przez wydawnictwo Mucha Comics.
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Andrea Sorrentino
Kolory: David Stewart
Tłumaczenie tekstu: Maria Lengren
Format: 180 mm x 275 mm
Okładka: twarda
Ilość stron: 96 (kolor)
Rok wydania: 2025
Seria: Mity Kościanego Sadu
Tytuł oryginalny: "The Bone Orchard Mythos. Passageway"