“Otchłań zmartwychwstań”. Recenzja komiksu HiroDjee i Gabriela Rodrígueza

Oglądaliście kapitalny serial “Terror” o ekspedycji Królewskiej Marynarki Wojennej w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego? “Otchłań zmartwychwstań” kojarzy mi się z tym właśnie filmem. Akcja dzieje się na dalekiej północy, gdzie ekipa podróżników musi stawić czoła nadprzyrodzonym zjawiskom.

“Otchłań zmartwychwstań”. Recenzja komiksu HiroDjee i Gabriela Rodrígueza

Oczywiście “Terror” na podstawie powieści Dana Simmonsa to nie jedyne dzieło popkultury, które umiejscawia akcję w odludnej zimowej scenerii i odwołuje się do tajemniczych inuickich podań i legend. Wystarczy przywołać “W górach szaleństwa” H.P. Lovecrafta, serial “True Detective” czy “Zagładę Gotham” z Batmanem. Niemniej “Otchłań zmartwychwstań” najbardziej skojarzyła mi się właśnie z tym filmem. 

Akcja komiksu dzieje się w połowie XIX wieku. Historia opowiada o ekipie podróżników dowodzonej przez Pearl, żonę lorda Havena Greenwooda. Kobieta wyrusza w ekspedycję ratunkową po tym, jak jej małżonek nie wraca z wyprawy naukowej na Północ. Kobieta ustala, że wyprawa miała drugie dno. Odkrywa w notatkach męża informacje, z których wynika, że na skutych lodem ziemiach znajduje się miejsce, w którym ożywają zmarli. Z przerażeniem stwierdza, że z rodzinnej krypty zniknęło ciało pierwszej żony lorda Havena. Docierając na Arktykę, statek ekspedycji ratunkowej grzęźnie w skutych lodem wodach. Zaczyna się walka nie tylko z mrozem, ale i z tajemniczymi zjawiskami zachodzącymi wokół obozu ratowników.

Komiks “Otchłań zmartwychwstań” to one shot. Oryginalnie ukazał się we Francji we wrześniu 2024 r. jako „Le gouffre des résurrections” w wydawnictwie Les Humanoïdes Associés. Mamy więc do czynienia ze względnie nową pozycją. Scenariusz napisał Feldrik Rivat, występujący w komiksach pod pseudonimem HiroDjee, a rysunki przygotował Gabriel Rodríguez, znany w Polsce m.in. z serii „Locke & Key”.

Siłą komiksu jest jego niepokojący klimat. Akcja rozpoczyna się w angielskich posiadłościach arystokracji, by stopniowo wraz z ekipą podróżników przenosić się na północne wody Arktyki. Najpierw mamy niepokój w salonach, potem zgrzytliwą logistykę wyprawy, w końcu biel, wiatr i ciszę lodu, która tłumi wszystkie odgłosy poza szeptem czegoś, co nie powinno mówić. Album rozwija się jak wyprawa, która powoli osuwa się w koszmar na granicy życia i śmierci.  Napięcie nie wynika tu z gwałtownych zwrotów, tylko z poczucia narastającego zagrożenia. Do punktu kulminacyjnego, który przenosi ciężar opowieści w stronę dynamicznego horroru akcji. Scenarzysta zręcznie łączy motywy z literatury marynistycznej i dziewiętnastowiecznych opowieści niesamowitych z echem autentycznych katastrof polarnych.

Na uwagę zasługują rysunki. Czytelne, duże i bogate w szczegóły kadry sprawiają, że komiks czyta się bardzo lekko. Rysunki są przemyślane, perspektywy czyste, a architektura statków i masztów sprawia wrażenie konsultowanej z modelarzem. Śnieg nie jest po prostu białą plamą - to gradienty, drobiny i zawieje, które budują głębię. Warto odnotować pracę kolorysty Aleksandra Boucqa - zimne, niemal monochromatyczne tony Arktyki kontrastują z ciepłymi lampami świec i mahoniową fakturą angielskich wnętrz. Dzięki temu przeskoki między domem a piekłem północy niosą nie tylko dramaturgię scenariusza, ale też temperaturę barw.

Czy to komiks dla wszystkich? Jeśli szukacie przede wszystkim pulpowej akcji, możecie poczuć niedosyt, bo komiks w dużej mierze stawia na dramaturgię. Z drugiej jednak strony - trzeba uczciwie przyznać, że trochę tego pulpowego sosu się i tu znajdzie na deser. Jeśli natomiast cenicie przede wszystkim gęstą atmosferę i klasyczną grozę, traficie idealnie. To dająca do myślenia opowieść o granicy, którą człowiek stawia śmierci, o cenie obsesji i o tym, jak łatwo zamienić miłość w wyprawę bez powrotu. Bardzo lubię takie historie, które po lekturze nie ulatują szybko z pamięci i zostawiają mnie z pytaniami. Na przykład: jak bym postąpił w podobnej sytuacji?

Polecam przede wszystkim fanom klimatycznych horrorów i opowieści grozy. A już zwłaszcza tym, którzy lubią opowieści osadzone w odległych północnych krainach. Dla nas, Europejczyków, inuickie legendy to wciąż terra incognita, która ma ogromny popkulturowy potencjał. Warto przeczytać.

[Współpraca recenzencka] Egzemplarz komiksu otrzymałem od Egmontu. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię i nie czytał tekstu przed publikacją.