"Pośmiertne objawienia" - Andreas między faktem a mitem
Krótkie opowieści o pisarzach zamieniają się tu w elegancki teatr cieni. Rivière prowadzi narrację jak pamiętnik, a Andreas buduje świat światłem i kreską. To komiks kontemplacyjny, w którym ważniejsze jest patrzenie niż pogoń za pointą.

Album „Pośmiertne objawienia” pierwotne ukazał się w 1980 roku nakładem oficyny Bédérama. Scenariusz do tych kilku nowelek napisał François Rivière a rysunki wykonał Andreas. Z informacji, które znalazłem w sieci wynika, że był to albumowy debiut Andreasa, choć wcześniej publikował już na łamach magazynów. Album został w 1991 roku wznowiony przez Delcourt, a do Polski zawitał po ćwierćwieczu od zagranicznego debiutu dzięki Wydawnictwu Kurc.

Fabuła opowiada fikcyjne epizody z życia wielkich pisarzy, ale ujęte w ten sposób, by kojarzyły się z rekonstrukcjami z przełomu XIX i XX wieku. By uściślić - w tym albumie nie ma standardowych dymków narracyjnych, a jedynie boksy z narracją. Na uwagę zasługuje jednak ten specyficzny styl opowiadania - mnie kojarzył się z prozą H.P. Lovecrafta czy R.E. Howarda. Stąd też w zasadzie dymki z dialogami są tu niepotrzebne, bo narrator prowadzi to w formie relacji lub pamiętnika. Nie ma tu rozbuchanej intrygi ani puent w stylu kina gatunkowego. Jest rytuał podglądania.

Rivière buduje krótkie opowieści, które udają szkice do biografii, a Andreas dokłada swoje mistrzowsko sterylne i “pokreskowane” kadry. Mam zresztą wrażenie, ale mogę się mylić, że niektóre późniejsze prace Andreasa były już mniej dokładnie pokreskowane niż te zamieszczone w “Pośmiertnych objawieniach”. Przy czym grafika Andreasa pracuje tu nieco inaczej niż w „Rorku”. Mniej jest halucynacyjnych przejść między panelami, więcej statycznej inscenizacji, która imituje dokument. Drobiazgowe kreskowanie, ostre linie architektury, smugi światła w pionowych pasach – wszystko, co charakterystyczne dla stylu Andreasa.

Dla czytelnika, który zna Andreasa głównie z cykli, ten album będzie ciekawym aneksem. Jeśli czytaliście “Rorka” czy “Koziorożca” to macie tu dowód, że Andreas nawet w pracy nad cudzym scenariuszem potrafi zostawić własny podpis. Kto zna jego późniejsze, bardziej labiryntowe fabuły, rozpozna tu pierwsze szkice tych obsesji: geometrię planszy, chłód światła, zamiłowanie do architektury. Kto dopiero zaczyna, dostanie esencję stylu w pigułce.

Dla nowego odbiorcy “Pośmiertne objawienia” będą bezpieczną bramką wejścia. Krótkie formy nie wymagają długiego inwestowania w uniwersum. Ale czy to album dla każdego? Jeśli oczekujecie dynamicznej fabuły i zwrotów akcji - to tu ich raczej nie znajdziecie. To jest komiks kontemplacyjny, bardziej o nastroju niż o akcji. Za to jeżeli lubicie przyglądać się, jak obraz potrafi dopowiedzieć sensy między wierszami, a literackie biografie traktujecie jak pole do eksperymentów, znajdziecie tu sporo satysfakcji.

„Pośmiertne objawienia” zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Dziw bierze, że jakoś nigdy wcześniej nie słyszałem o tym komiksie. Pomimo, że jest to dość cienki album (około 50 stron), to nie zalecam czytać go w pośpiechu. To pozycja do rozłożenia na kilka krótkich seansów, najlepiej przy spokojnym świetle. Warto dla rysunku, warto dla formy, warto dla samej przyjemności obcowania z komiksem, który nie goni za puentą, tylko proponuje kilka uważnych spojrzeń.