Produkt #25. Rzut okiem na magazyn komiksowy

Kiedy „Produkt” zniknął, wielu myślało, że to koniec pewnej epoki — tej, w której bohater mógł mieć syfa, dług u menela i marzenie, by nikt go jutro nie pytał o przyszłość. I rzeczywiście coś w tym było. Ja sam zniknąłem z komiksowa na blisko dwie dekady. Po wielu latach jednak stary druh powrócił z numerem 24 na plecach, z bejsbolem w ręku, by znowu solidnie trzepnąć po głowie. I kiedy wszyscy się zarzekali, że to tylko jednorazowy nostalgiczny wybryk Śledzia i spółki, po roku możemy otworzyć numer 25. Jak się okazuje, Śledziu wszystkich ładnie wystrychnął na dudka, bo kolejny numer był w głowie od samego początku. Jest inny, ale od pierwszej strony czuć, że redakcja znowu ma ochotę się pobrudzić. I nie mówię tu o tuszu.
Gdy otwierasz „Produkt #25”, masz wrażenie, że wchodzisz do sali, w której ma się za chwilę odbyć hardkorowy koncert: światło przygaszone, na scenie puste mikrofony, a w powietrzu czuć napięcie — coś zaraz się zacznie, coś, co zapadnie w pamięć. Bądź gotów. Będzie dziko, pięknie i prawdziwie.
I intro niby gra to samo. Kolejna odsłona „Osiedla Swoboda”. Czujesz ten cudowny syf, ale jednocześnie śmierdzi to trochę inaczej. To nie jest zapach zmieszanej benzyny, butaprenu, tłustych długich włosów i wszechobecnej w powietrzu adrenaliny łysych trepów. Czujesz zmianę. Dorosłeś, świat się zmienił. Ale dalej czujesz w sobie podobną moc — inną, ale taką, która może dać ci solidnego kopa.
Po intrze, gdy zapalają się neony, widzisz, że skład twojej ulubionej kapeli mocno się zmienił. Zaraz, zaraz, myślisz sobie… co to jest? To tak się da? To brzmi inaczej, ale… no właśnie — brzmi świeżo, nowocześnie. A instrumentaliści i wokalista to nie są chłopki od pługa! Riffy może nie są tak ostre jak kiedyś, ale gitarowe pasaże wywołują ciarki na plecach. Perkusja gra innym tempem, ale chce się do tego skakać. Bas maluje rytm zupełnie inną techniką, ale chce się to czuć! Oczywiście nie wszystkie kawałki to twój świat, jednak po ostatnim utworze, gdy opuszczasz salę, masz w głowie tylko jedną myśl – „kuźwa, ja chcę następny gig!”.





I tak długim wstępem mogę wprowadzić was, drodzy czytelnicy, do nowej odsłony „Produktu”. Śledziu, jak przystało na mądrego gospodarza imprezy, postanowił oddać scenę młodym, ale nie wyszedł zza miksera. Jego obecność czuć wszędzie — od „podpasek” (czyli tych redakcyjnych dopisków pod komiksami, które są czymś pomiędzy komentarzem kuratora wystawy a notatką z terapii grupowej), po sam dobór twórców. To, co zrobił w tym numerze, to nie jest „kolejny Produkt”. To manifest. Przekazanie pałeczki nowemu pokoleniu, ale z takim błyskiem w oku, jakby mówił: „Dobra, dzieciaki, teraz wy, ale pamiętajcie, skąd przyszliśmy.”
Nowy skład (całość możecie sobie przeczytać w stopce na końcu recenzji) bardzo mocno ożywił niniejszy magazyn. Można oczywiście narzekać, że stara ekipa i ich komiksy to było coś, a nowi to już nie te czasy. Tylko po co?
W numerze 25 mamy do czynienia z czternastoma historiami. Z lepszymi, z gorszymi, ale świeżymi. Często zapadającymi na długi czas w pamięć. Oczywiście mamy nieodłączną zawartość specyficznego humoru. Wiem, że nie da się dogodzić każdemu czytelnikowi — nie każda kreska czy historia przypadnie do gustu — ale tak samo było i w poprzednich numerach. Różnorodność sprawia, że chce się po ten „Produkt” sięgnąć. A Śledź zebrał tu zgraję naprawdę utalentowanych artystów i artystek. Niektórzy z nich dziś to już nobliwe persony! Bo przecież chociażby taki Sztybor, Marzec czy Nowak to prawdziwa komiksowa ekstraklasa! Ba, Premier League!
„Wiedźmin” Sztybora i Nowackiego jest nieziemsko humorystyczny. „Beletrystyka produktowa” Roberta Sienickiego to świetna satyra. „Urodziny Kopty” kapitalnie odzwierciedlają to, jak się zestarzeliśmy. Kolejny epizod „Futuro Darko” pokazuje, że z braćmi Brońskimi nie ma żartów w Atomic City! A w kontrze do tego — świetne postapo Śledzia i Kirkora w „Baby Day”.
Nie zapominajmy o bardzo dobrych komiksach od pań, bo przecież Falauke, Unka, Krztonia, Panna N. czy Kasia Nie nie wypadły sroce spod ogona! To kawał solidnej, wypracowanej przez lata sztuki, która potrafi do siebie przyciągnąć i przytrzymać na dłużej.
Wszystkie zawarte w „Produkcie” krótkie formy komiksowe mają w sobie coś głębszego, zarówno od strony opowieści, jak i formy graficznej. To trzeba naprawdę przeczytać, pooglądać, wczuć się i przeżyć. Żadnych wypełniaczy, żadnych „na odwal się”. Każda opowieść ma coś do przekazania — niektóre są mocno fabularne, inne bardziej nastrojowe, czasem miniatury, czasem wręcz haiku komiksowe. Ale w każdej czuć pomysł.





Czuć, że ktoś to pisał z ogniem. Z miłością. Z tym typem determinacji, który każe ci siedzieć po nocy, dłubać w dymkach i mówić sobie: „To będzie dobre. To musi być dobre.”
I jest.
Każdy autor wypracował własny język plastyczny i każdy mówi nim głośno, bez kompleksów. Nie ma tu jednej dominanty — jest wolność. To magazyn, który wygląda jak wystawa: każdy komiks to inny klimat, inna faktura, inny puls. Bicie wieloserca.
Mamy tu oczywiście też solidną część publicystyczną, którą ogarnął nam Łukasz Mazur oraz inni zacni literaci. Teksty nie są zapchajdziurami, a wnoszą kawał dobrej publicystyki, uzupełniając część komiksową. Felietony, refleksje, rozmowy o kondycji komiksu i jego społecznej roli — wszystko napisane z werwą i humorem, bez moralizowania.
Znaczna część poświęcona jest kobietom w komiksie, a „TOP 10 komiksu kobiecego w Polsce” jest obowiązkowy — błyskotliwy, zabawny i potrzebny. Autorzy robią to bez nadęcia, z inteligentnym dystansem. Jak kumpel, który po trzecim piwie zaczyna mówić rzeczy, które naprawdę mają sens.
„Produkt #25” to triumf. To numer, który nie tylko przypomina, dlaczego to pismo było kultowe, ale też pokazuje, że może być kultowe na nowo.
To połączenie energii młodych wilków z doświadczeniem starej gwardii — i działa to znakomicie.




Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby za jakiś czas do naszych rąk nie trafił #26!
Poczekamy, zobaczymy. A tymczasem, komiksomaniacy, pędźcie po „Produkt #25” i zagłębiajcie się w lekturze. Naprawdę warto!
Magazyn został wydany przez wydawnictwo Kultura Gniewu.
Tytuł: Produkt #25. Magazyn komiksowy
Scenariusz:Krzysztof Nowak, Katarzyna Witerscheim, Bartosz Sztybor, Unka Odya, Falauke, Michał Śledziński, Katarzyna Niemczyk, Kamila Król, Robert Sienicki, Piotr Marzec, Anna Krztoń, Tomasz Kontny
Ilustracje:Krzysztof Nowak, Katarzyna Witerscheim, Piotr Nowacki, Unka Odya, Falauke, Michał Śledziński, Katarzyna Niemczyk, Kamila Król, Robert Sienicki, Piotr Marzec, Anna Krztoń, Arkadiusz Klimek, Damian Masłowski
Format:195x285 mm
Okładka: miękka
Ilość stron: 192 (cz.-b. + kolor)
Rok wydania: 2025
Cena okładkowa: 66,60 zł
[Współpraca reklamowa] Magazyn komiksowy do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Kultura Gniewu. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę.