Przebiegłe dochodzenia Ottona i Watsona: Esencja/Romantyzm. Grzegorz Janusz, Krzysztof Gawronkiewicz. Recenzja komiksu

Są takie komiksy, książki, filmy czy muzyka, z którymi człowiek mija się w czasie, gdy są ich premiery, a pojawiają się w życiu po latach niespodziewanie i robią WIELKIE BUM! Przez wiele lat, gdy zrobiłem sobie przerwę od komiksów prześladowała mnie okładka człowieka z lupą, szczurem i warszawską syrenką w tle. A na okładce enigmatyczny tytuł „Esencja”.
Obiecywałem sobie wiele razy, że kiedyś jak wrócę do komiksów, to koniecznie muszę to przeczytać. No i udało się. I choć w moje ręce nie wpadło to konkretne wydanie od Mandragory z 2005 roku, to muszę przyznać, że trafiłem znacznie lepiej. Udało mi się zakupić wydanie zbiorcze „Przebiegłe dochodzenia Ottona i Watsona: Esencja/Romantyzm”, które w 2015 roku wydało Wydawnictwo Komiksowe. Jakimś cudem u kogoś zachował się egzemplarz nówka sztuka, fabrycznie ofoliowany i nie za miliony!
Ale wróćmy trochę do przeszłości i początków niniejszych komiksów. Pierwotnie „Esencja” ukazała się w roku 2002, natomiast „Romantyzm” rok później. Za całość odpowiada duet - Grzegorz Janusz (scenariusz) i Krzysztof Gawronkiewicz (rysunki). Dwóch artystów, którzy postanowili, że skoro świat i tak jest absurdalny, to pokażą go jeszcze bardziej absurdalnym. I udało im się to do tego stopnia, że dziś „Przebiegłe dochodzenia Ottona i Watsona” to komiks-ikona.
Ciekawostką jest, że „Esencja” zdobyła Grand Prix na najlepszy europejski komiks roku 2003 w Europejskim Konkursie Komiksu zorganizowanym przez telewizję Arte i wydawnictwo Glenat. Autorzy udowodnili, że ich ambicje wykraczają daleko poza lokalne podwórko, stawiając ich dzieło w rzędzie z najlepszymi dziełami europejskiej sztuki komiksowej.
To teraz może krótko o głównych bohaterach i fabule. Kim są tajemniczy Otton i Watson? Już spieszę z wyjaśnieniem. Otton to flegmatyczny, nieco fajtłapowaty detektyw, natomiast Watson to jego wspólnik, szczur. Tak, szczur. Żywy, gadający, inteligentny, cyniczny i wiecznie zirytowany. Ich przyjaźń przypomina stare dobre małżeństwo oparte na bezgranicznym zaufaniu i partnerstwie.
Otton, będący chodzącym geniuszem z nadmierną skłonnością do filozoficznego bełkotu jest jakby nie patrzeć przepuszczonym przez polską rzeczywistość Sherlockiem Holmesem, który najczęściej znajduje w kanałach zagubione rzeczy swoich zleceniodawców. Natomiast Watson, jego wierny towarzysz, jest kotwicą rzeczywistości, która usiłuje sprowadzić swego mistrza na ziemię, choćby za pomocą zdrowego rozsądku i sporadycznego zniecierpliwienia. Dynamika między nimi to istny balet: Otton sunie po parkiecie abstrakcyjnych koncepcji, podczas gdy Watson stara się nie wejść mu pod stopy, jednocześnie będąc jedynym, który potrafi sensownie przetłumaczyć jego wywody.




Fabuła pierwszego albumu koncentruje się na śledztwie zleconym przez kabareciarza w sprawie śmierci jego brata bliźniaka, które okazuje się powiązane z ogłoszonym konkursem na znalezienie sensu życia. W tle mamy śmierć pewnego aptekarza, który wynalazł metodę skraplania literatury i zamiany literackich dzieł na płynną postać ułatwiającą przyjmowanie jej przez „czytelnika”. Do tego dochodzą tajemnicze zgony ludzi, których oczy po śmierci świecą na niebiesko. Wszystkie sprawy są ze sobą powiązane a ich odkrycie jest kluczem do rozwiązania zagadki.
„Romantyzm” natomiast to historia lekko powiązana z „Esencją”, ale kieruje naszych głównych bohaterów na trochę inne tory. Oczywiście po raz kolejny sceną wydarzeń jest świetnie przedstawiona Warszawa. Tym razem Otton i Watson odkrywają tajemniczy projekt wskrzeszenia zmarłych mistrzów polskiej literatury. W sprawę zamieszany jest polski rząd, trup ściele się gęsto, a nasi detektywi muszą stawić czoło polskiej inteligencji w wydaniu zombie. Otton i Watson zderzają się tu z postmodernistyczną wersją polskiego romantyzmu – groteskową, absurdalną, a jednocześnie bardzo celnie punktującą nasze narodowe obsesje: cierpienie, wzniosłość, ofiarę i kult poezji. To, co wieszczowie wyśpiewywali na poważnie, tutaj zostaje podane z ironicznym mrugnięciem oka.
Celowo nie będę zdradzał Wam szczegółów obu historii, ponieważ są one tak świetnie napisane i zilustrowane, że to trzeba po prostu przeczytać samemu! Kapitalnie spędziłem czas podczas zagłębiania się w meandry obu opowieści.
Grzegorz Janusz w obu częściach konstruuje historię w sposób niezwykle złożony, ale zarazem płynny. Nie mamy tu prostych kryminałów, gdzie detektywi odhaczają kolejne tropy. Tutaj każdy trop prowadzi w stronę absurdu, a każde wyjaśnienie staje się początkiem kolejnej zagadki. Narracja jest labiryntowa – zamiast jednej prostej ścieżki, dostajemy sieć powiązań, aluzji i żartów.
Dialogi to mieszanka suchych ripost, filozoficznych sentencji i rubasznego humoru. Watson to prawdziwy mistrz sarkazmu – potrafi jednym zdaniem zrównać z ziemią powagę sytuacji. Otton jest bardziej stonowany, ale jego powolność i prostolinijność tworzą świetny kontrast dla cynizmu szczura.
Całość przypomina grę z czytelnikiem – raz mamy kryminał, raz groteskę, raz pastisz romantycznych klisz, a raz niemal filozoficzny traktat o sensie życia. A wszystko to podane tak, że ani przez chwilę nie czujemy się przytłoczeni – humor zawsze wybija się na pierwszy plan.
Narracja komiksu jest inteligentna i świadoma swojej natury, co widać w tym, jak Janusz bawi się konwencją kryminału. Zamiast zadośćuczynienia i logicznego rozwiązania, dostajemy metaforę, a może nawet pustkę, która jest bardziej przerażająca niż jakikolwiek morderca.




Za warstwę wizualną odpowiada Krzysztof Gawronkiewicz, artysta, którego kreska jest jak zapis snu. Nie ma w niej prostoty, jest za to ogromna ekspresja, gest i emocje. Gawronkiewicz interpretuje rzeczywistość na swój oryginalny sposób, przepuszcza przez filtr własnej wrażliwości, tworząc świat, który jest znajomy, a zarazem obcy. Jego styl charakteryzuje się dynamicznymi, czasem wręcz impresjonistycznymi pociągnięciami, które oddają nastrój, a nie tylko formę. Nie ma tutaj zbędnych detali – jest za to surowa energia, która emanuje z każdego kadru. Rysunki są pełne cieni i półcieni, co nadaje komiksowi mroczny, noir-owy charakter, idealnie pasujący do kryminalnej intrygi.
Dynamika kadrów u Gawronkiewicza to odrębna opowieść. Czasem są to statyczne, niemal ikoniczne ujęcia, które pozwalają na oddech i zastanowienie. Innym razem, kadry eksplodują energią, a my, jako czytelnicy, czujemy, że nasza perspektywa zmienia się wraz z każdym ruchem. Artysta bawi się perspektywą, kadrowaniem i kompozycją, tworząc wizualny poemat. Twarze postaci nie są idealnie symetryczne, lecz wyrażają emocje z niezwykłą siłą. Oczy, gesty, postawa – każdy element wizualny jest precyzyjnie przemyślany i służy opowiadanej historii. Gawronkiewicz nie potrzebuje słów, by pokazać, co czują bohaterowie. Wystarczy, że spojrzymy na ich zmęczone twarze, by zrozumieć, że zagadka, którą rozwiązują, jest również ciężarem.
Jedną z największych zalet komiksu jest jego unikatowy styl, który łączy w sobie kryminalną intrygę z absurdalnym humorem i metafizyczną refleksją, tworząc dzieło, które wykracza poza ramy gatunkowe. Scenariusz, choć na pierwszy rzut oka chaotyczny, z czasem okazuje się misternie skonstruowaną historią, która angażuje umysł czytelnika, zamiast podawać mu gotowe rozwiązania. Rysunki Krzysztofa Gawronkiewicza są artystycznym majstersztykiem, które nadają opowieści mroczny, ale zarazem niezwykle piękny charakter, wzmacniając atmosferę i emocje. Zaletą jest także doskonała dynamika między postaciami, które, mimo swojej ekscentryczności, pozostają wiarygodne i pełne uroku. Komiks nie próbuje naśladować nikogo, jest w pełni oryginalny i świeży.
Świetnie została przedstawiona również Warszawa, a ilość ukrytych smaczków oraz ciętego humoru po prostu powala.
Komiks nie jest łatwą lekturą. Jego nielinearna narracja i filozoficzne dywagacje mogą być dla mniej cierpliwych osób trudne do strawienia. Brak klasycznego, logicznego rozwiązania zagadki może rozczarować tych, którzy oczekują satysfakcjonującego zamknięcia. Humor, choć inteligentny, jest specyficzny i nie każdemu przypadnie do gustu. Komiks stawia przed czytelnikiem wyzwanie, a nie każdy ma ochotę na intelektualny wysiłek, gdy sięga po lekturę. Może być to dzieło, które albo pokochasz od pierwszej strony, albo odłożysz z poczuciem konsternacji.
„Przebiegłe dochodzenia Ottona i Watsona” to komiks, który pozostawia w umyśle czytelnika trwały ślad, niczym tajemnicze pociągnięcia pędzla na starym płótnie. To dzieło, które zasługuje na miano arcydzieła polskiej sztuki komiksowej. Niezwykły scenariusz Janusza i oszałamiające rysunki Gawronkiewicza tworzą duet idealny, który nie tylko bawi i intryguje, ale także skłania do refleksji nad naturą zbrodni, piękna i absurdu, które są nierozłącznymi elementami naszej rzeczywistości.
Wielka szkoda, że autorzy nie pociągnęli dalej tej serii. Szkoda, że tak fantastyczni bohaterowie nie zostali wykorzystani do wyjaśniania kolejnych tajemniczych zagadek i tajemnic. Moim zdaniem to naprawdę ogromna strata mega potencjału, na którą w naszym rodzimym Komiksowie nie powinniśmy sobie pozwolić. Mam jednak nadzieję, że może jeszcze kiedyś Otton i Watson powrócą. Ech, to byłoby coś fantastycznego!
Od siebie polecam OBOWIĄZKOWO!
Komiks został wydany przez Wydawnictwo Komiksowe.
Tytuł: Przebiegłe dochodzenia Ottona i Watsona: Esencja/Romantyzm.
Scenariusz: Grzegorz Janusz
Ilustracje: Krzysztof Gawronkiewicz
Format: 240x320 mm
Okładka: twarda
Ilość stron: 88 (kolor)
Rok wydania: 2015
Cena okładkowa: 59,90 zł