Raven, czyli piracka opowieść według Mathieu Lauffray’a. Recenzja
Czytelnicy gustujący pirackich opowieściach mogą już otwierać kufer i odliczać dublony na zakup komiksu “Raven”. To kolejna pozycja typu must have dla fanów marynistyki, zaginionych skarbów i brutalnych, pirackich rozgrywek. Inspirowana nowelą Roberta E. Howarda, twórcy “Conana”.
Wydanie zbiorcze komiksu “Raven” (z ang. Kruk) ukazało się pod koniec lipca nakładem wydawnictwa Lost In Time. Zawiera trzy oryginalne albumy liczące łącznie około 200 stron. Autorem komiksu jest znany Wam m.in. z opisywanego już na łamach bloga komiksu “Prorok” Mathieu Lauffray - francuski scenarzysta i rysownik. Lauffray we wstępie do komiksu przyznaje, że luźno inspirował się opowiadaniem Roberta E. Howarda pod tytułem „Black Vulmea’s Vengeance”. Opowiadanie to pochodzi z 1938 roku i o ile mi wiadomo nigdy nie zostało wydane w Polsce.
Raven to pseudonim głównego bohatera - pochodzącego z Francji cwaniaka, pirata i wyśmienitego szermierza, który kieruje się jedynie własnym kodeksem (przynajmniej początkowo). Wśród kompanów nie ma dobrej opinii - jest wyrzutkiem. W przekonaniu pirackiej braci jego obecność na pokładzie statku przynosi pecha. Kapitanowie cenią jednak jego doświadczenie w bitwach morskich i chętnie powierzają mu trudne misje. Do czasu.
Akcja komiksu rozgrywa się na Morzu Karaibskim na początku złotej ery piractwa - w 1666 roku. To era bukanierów, chwilę przed boomem na komercyjne korsarstwo. Fabuła wykorzystuje klasyczne motywy pirackich opowieści - osią historii jest rywalizacja między piratami i wyścig po skarb ukryty na tajemniczej wyspie rządzonej przez kanibali. Co ciekawe, mimo iż jest to komiks marynistyczny, to jednak bitwy i potyczki morskie schodzą tu na drugi plan. Na pierwszy wysuwa się przygoda rozgrywająca się na wyspie.
Główną rywalką Ravena jest piratka znana jako Lady Darksee. Najlepiej opiszę ją tak: to kalka z Kriss de Valnor (z “Thorgala”). Ten sam charakterek i typ urody. Bezwzględna, świetnie władająca szpadą i nie posiadająca żadnych skrupułów. Jej jedynym celem jest skarb, który da jej drogę do królewskiego ułaskawienia.
Bohaterowie rozpoczynają wyścig po legendarny skarb Hernana Cortesa skradziony Majom. Skarb zaginął na wulkanicznej, karaibskiej wyspie strzeżonej przez krwiożerczych kanibali. Na wyspie znajduje się też osada założona przez europejskich rozbitków. Postacie, które spotka Raven w osadzie w istotny sposób wpłyną zarówno na fabułę, jak i na decyzje podejmowane przez głównego bohatera.
Fabuła wykorzystuje wszystkie popularne motywy pirackie, jakie spotykamy w opowieściach o korsarzach. Jest pogoń za skarbem, są zdrady, desperackie sojusze, bitwy morskie, bijatyki w knajpach, przemoc i miłość. Wszystko to stanowi w tym przypadku naprawdę udaną mieszankę, stanowiącą swoisty hołd oddany klasyce. Autor nie udaje, że wymyśla proch na nowo, co więcej - przyznaje się do inspiracji motywami znanymi z prozy R. E. Howarda. Robi to jednak umiejętnie i poszanowaniem ram gatunku. Komiks czyta się lekko - jest bardzo dynamiczny, a kadry nie są przeładowane dialogami.
Styl graficzny Lauffray’a skojarzył mi się z takim specyficznym miksem Rosińskiego, Mariniego i Loisela. Kto widział wcześniejsze rysunki autora, wie czego się spodziewać (a kto nie widział - niech zerknie na obrazki zamieszczone w tekście). Ilustracje w pełni oddają surowość i intensywność życia na morzu, szczególnie w scenach bitew i aranżacjach okrętów. Świetnie zostali przedstawieni i sami kanibale - wieje od nich grozą z każdego kadru. Warto też zwrócić uwagę na mimikę postaci - autor bardzo dobrze oddaje emocje bohaterów.
Z ciekawości zerknąłem do Google, by sprawdzić o czym jest opowiadanie „Black Vulmea’s Vengeance” R. E. Howarda i na ile inspiracje mogą być widoczne. Wygląda na to, że chodzi przede wszystkim o motyw rywalizacji między dwójką bohaterów i osadzeniu akcji na wyspie, a nie na morzu. Trudno mi wysnuć więcej wniosków, bo choć kocham prozę Howarda, to wspomnianego opowiadania nie miałem okazji przeczytać.
Komiks otrzymałem w ramach współpracy barterowej z wydawnictwem Lost In Time. Na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że muszę teraz napisać laurkę. Ale liczę jednak na to, że są tu czytelnicy, którzy doskonale wiedzą, że lubuję się w tematyce pirackiej i interesuję się tą epoką. Od lat zbieram książki i komiksy z tego zakresu. Napiszę więc wprost: “Raven” to pozycja typu must have dla fanów klasyki. Wykorzystuje co prawda zgrane motywy, ale podaje je w nowoczesnej i dynamicznej formie. Moim zdaniem warto!
Komiks został wydany w powiększonym formacie (240 × 320 mm), w twardej okładce, na kredowym papierze. Polskie tłumaczenie przygotował Jakub Syty. Cena okładkowa to 135 zł, ale u wydawcy można go kupić za 100 zł. Do wyboru są dwie wersje okładki: standardowa i limitowana.
[Współpraca recenzencka] Egzemplarz recenzencki otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Lost In Time. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię.