W imieniu Polski Walczącej #6: Zagra-Lin. Seria zamachów w sercu Rzeszy
„Zagra-Lin” to komiks IPN o brawurowych zamachach polskiego podziemia przeprowadzanych w samej Rzeszy i w krajach z nią współpracujących. Scenariusz Sławomira Zajączkowskiego i rysunki Krzysztofa Wyrzykowskiego prowadzą przez ciąg precyzyjnych uderzeń bombowych polskich żołnierzy.

Jeśli czytaliście „Akcję Góral”, rozpoznacie język wizualny: klarowny układ kadrów, czyste światło, czytelny kontrast i dynamiczny rytm scen.
Sednem albumu są operacje dywersyjne Armii Krajowej planowane i wykonywane przez komórkę o kryptonimie Zagra-Lin. Nazwa łączy „zagranicę” z warszawską „Linią” i wskazuje zadanie: przenieść odwet głęboko na teren przeciwnika. Oddział działał w strukturach „Osy-Kosy 30” i w latach 1942–1943 przeprowadził szereg akcji, m.in. w Berlinie i we Wrocławiu. Komiks pokazuje przygotowania, przerzuty, bezpieczne mieszkania i gorące punkty, jak dworce i węzły komunikacyjne.

Zajączkowski układa narrację jak raport operacyjny: rozpoznanie, montaż ładunku, detonacja, odskok. Dialogi są oszczędne, a obrazy czytelne. Dzięki temu album czyta się równo i bez potknięć, co w opowieściach o konspiracji bywa wyjątkiem. W porównaniu z „Akcją Góral” tempo jest równie sprawne, ale tu akcent przesunięto z jednego wielkiego „skoku” na serię uderzeń, które budują wrażenie nieustannej presji na wroga.
Warstwa graficzna trzyma poziom znany z serii. Wyrzykowski świetnie rozgrywa przestrzeń dworców, ulic i bram. Kadry nie duszą nadmiarem detali, jednocześnie oddają skalę miejsca i ruch tłumu. Gdy trzeba, autor przybliża detale – zegar na peronie, torbę z mechanizmem zapalającym, nerwową dłoń – a za chwilę cofa „kamerę”, by pokazać bryłę budynku i linie patroli.

Jak to często bywa w historycznych albumach, słabszym punktem jest psychologia postaci. Bohaterowie funkcjonują jako sprawne tryby w większej maszynie, rzadko dostajemy wgląd w ich lęki, wahania czy prywatne koszty. Rozumiem jednak ten wybór: format i edukacyjny charakter serii premiują tempo i klarowność, a na pogłębienie zwyczajnie brakuje miejsca.
Tradycyjnie na końcu tomu dostajemy dodatki historyczne. To krótkie objaśnienia: rozwinięcie kryptonimów, szkic chronologii, mapa działań i kilka biogramów. Dla czytelników, którzy pierwszy raz spotykają się z nazwą Zagra-Lin, ten aneks to realna pomoc w osadzeniu fabuły w faktach.

Od strony wydawniczej tom trzyma znany format: miękka okładka, zwięzła objętość i przystępna cena, a całość da się czytać bez znajomości wcześniejszych odsłon cyklu. To ważne, bo „Zagra-Lin” działa jako szybki wstęp i jako przypomnienie dla tych, którzy kojarzą berlińskie i wrocławskie zamachy z notek rocznicowych. Spójność graficzna serii pomaga wejść w rytm od pierwszej strony, a klarowna narracja sprawia, że nie gubimy się w gąszczu kryptonimów i nazw instytucji.
Reasumując, komiks jest fajny – dynamiczny i wizualnie klarowny, z drobnym niedosytem w sferze psychologii. Po zamknięciu zostaje w głowie kilka mocnych kadrów i chęć, by doczytać, jak wyglądały te akcje.
[Współpraca recenzencka] Egzemplarz komiksu otrzymałem bezpłatnie od Wydawnictwa IPN. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię i nie czytał tekstu przed publikacją.
