Asteriks i kociołek, czyli historia o kolaboracji i kapitalizmie, okraszona masą humoru
Kiedy jako trzynastolatek po raz pierwszy czytałem komiks “Asteriks i kociołek” odebrałem go jako zabawną historyjkę o trudnościach w poszukiwaniu pracy przez gapowatych Galów. Czytając go ponownie po 32 latach, wiem że album ten ma też swój gorzki wydźwięk.
Alberto Uderzo i Rene Goscinny poruszają tu bowiem temat kolaboracji i wyzysku.
Jak już wiecie z moich poprzednich tekstów na temat nowej edycji “Przygód Gala Asteriksa”, każda część komiksu tworzona była w odniesieniu do aktualnych wydarzeń we Francji. Na pierwszy rzut oka dzieciaki czytające “Asteriksa” odbierają te albumy jako śmieszne historyjki napakowane żartami, gagami i gierkami słownymi. Im na razie to wystarczy. Dojrzały czytelnik może tu jednak znaleźć drugie dno. Zwłaszcza jeśli zostanie poprowadzony za rękę przez redaktorów dodatku.
Komiks “Asteriks i kociołek” miał swoją premierę w 1969 roku i był trzynastym albumem opowiadającym o przygodach dwóch dzielnych Galów. Tym razem autorzy w centrum wydarzeń postawili samego Asteriksa, który popadł w poważne tarapaty - został wygnany z wioski. Zobowiązał się bowiem do przechowania skarbu wodza Amoralfiksa, a skarb ów został skradziony. By ratować honor wioski, Asteriks zobowiązał się napełnić kociołek złotymi monetami lub już nigdy nie wracać. To bowiem w kociołku przechowywano dorobek wioski Amoralfiksa.
Bohater wyrusza więc w świat próbując odrobić straty. W podróży towarzyszą mu oczywiście Obeliks i Idefiks. Galowie imają się różnych zajęć i pomysłów, by zarobić pieniądze. Prowadzi to do masy zabawnych sytuacji, zbiegów okoliczności i tradycyjnie - gierek słownych. Tak, jak wspomniałem na wstępie - na pierwszy rzut oka jest to historia o tym, jak dwóch gapowatych przyjaciół próbuje znaleźć pracę.
W maju 1968 roku we Francji doszło do fali protestów i strajków, które wstrząsnęły krajem. Bezpośrednią przyczyną zamieszek było usunięcie studentów z Sorbony przez policję. Protesty szybko rozprzestrzeniły się na inne uczelnie i fabryki, a do studentów dołączyli robotnicy. Wydarzenia te miały charakter nie tylko antyrządowy, ale również antykapitalistyczny i antytradycjonalistyczny.
Właśnie te dwa ostatnie wątki wzięli na tapet autorzy komiksu, próbując się poniekąd rozliczyć ze swoja przeszłością. Coraz częściej zarzucano im bowiem, że dorobili się sporych pieniędzy na komiksach. Z tego względu poruszyli wątek zarabiania - być może po to, by pokazać, że nie nadają się do innej roboty niż wymyślanie historyjek.
Drugą kwestią poruszoną w albumie była kolaboracja. Jak dobrze wiecie, rola Francuzów w II wojnie światowej była niezbyt pochlebna. Wielu z nich zdecydowało się na kolaborację z faszystami, co przez długie lata wytykały im młodsze pokolenia oraz inne kraje. I właśnie ten wątek stanowi drugi z tematów przewodnich komiksu - cwaniakowany Amoralfiks jest postacią reprezentującą najbardziej karygodne cechy kolaborantów. Dorobkiewiczem, który nie dość że współpracuje z najeźdźcą, to jeszcze wykorzystuje sytuację swoich rodaków do wyzysku.
Każdy album z serii “Przygody Gala Asteriksa” wydawany obecnie przez Egmont w twardej oprawie, zawiera kilkadziesiąt stron obfitujących w tego typu ciekawostki. Ale nie tylko o sam kontekst historyczny w nich chodzi. Redaktorzy dodatku z niesamowitą skrupulatnością analizują niemal każdy kadr w albumie opisując swoje spostrzeżenia.
Na przykład dopiero dzięki nim dopatrzyłem się, że w jednym z obrazków autorzy sportretowali samych siebie w niezbyt lubianych przez opinię rolach. Albo dowiedziałem się (Uwaga! Mikro spojler!), że napad na bank nie mógłby w rzeczywistości mieć miejsca w starożytnym Rzymie, bo wówczas nie było jeszcze banków. Zyskałem dodatkową wiedzę na temat chaotycznego systemu miar i wag w starożytnej Galii czy roli teatru.
W podsumowaniu nie napiszę nic odkrywczego w stosunku do tego, co pisałem przy omawianiu poprzednich części. Jeśli jesteście fanami przygód Asteriksa i Obeliksa, to obecne wydanie komiksów z tej serii powinno obowiązkowo znaleźć się na Waszych półkach. Zwłaszcza, jeśli - podobnie jak ja - po raz ostatni czytaliście te albumy przed dwoma czy trzema dekadami. Obecne wydanie rzuca sporo światła na podejmowane w nich kwestie. To trochę tak, jakbyście przed laty przeglądali komiksy w innym języku, a teraz dostali je w porządnym tłumaczeniu. Naprawdę warto!
[Współpraca recenzencka] Egzemplarz recenzencki otrzymałem bezpłatnie od wydawnictwa Egmont. Wydawca nie wywierał wpływu na moją opinię.