Błędne koło. Recenzja komiksu

Błędne koło. Recenzja komiksu

Zdarzyło Ci się kiedyś spojrzeć na własne odbicie i poczuć, że patrzysz na kogoś obcego? Czułeś, że czas, który minął, nie zostawił śladów na Twojej twarzy, ale rozerwał coś pod powierzchnią skóry? Otwórz „Błędne koło", a Twoje poczucie rzeczywistości pęknie jak bańka mydlana. W świecie stworzonym przez Mattsona Tomlina i Lee Bermejo nic nie jest oczywiste - ani przeszłość, ani przyszłość, ani teraźniejszość, która zmienia się jak kameleon w lustrze pękniętym od zbyt wielu wersji tej samej historii. Wchodzisz w wir. A on nie pyta, czy jesteś gotowy.

Wydawnictwo Nagle! spełniło jedno z moich skrywanych marzeń. Od jakiegoś czasu pragnąłem, aby ktoś w Polsce wydał fenomenalny komiks duetu Mattson Tomlin-Lee Bermejo „A Vicious Circle". I stało się! Panie i Panowie, oto coś, co mocno zaburzy Wasze pojęcie o czasie i przestrzeni - „Błędne koło"!

Podróże w czasie to odwieczna obsesja popkultury - i rzadko kiedy są tak naprawdę czymś więcej niż marzeniem o naprawieniu błędów. Poczynając od konwencji komediowej przygody w „Powrocie do przyszłości", poprzez cynicznego „Loopera", mocno zagmatwanego „Primera", aż po fenomenalny „Efekt Motyla", tematyka podróży w czasie niejednokrotnie przedstawiana była jako wybór kilku możliwych dróg.

W „Błędnym kole" percepcja całkowicie się wykoleja. Tu podróżowanie nie jest przywilejem, tylko przekleństwem. Nie jest ratunkiem - jest zemstą.

Streszczenie tej historii mija się trochę z celem. Można ją opowiedzieć, ale nie można jej wytłumaczyć. Jednym z bohaterów jest Shawn Thacker, ciemnoskóry mężczyzna żyjący w latach 50. XX wieku wraz z żoną i synem, próbujący przeciskać się przez trudy współczesnego mu życia w USA. Shawn, na pozór spokojny człowiek, ma jednak swój sekret, który zna tylko jego żona. Jest podróżnikiem w czasie i próbuje uciec od swojej przeszłości.

A dokładniej - był on kiedyś kimś innym. W innym czasie. I w tym właśnie momencie Mattson Tomlin wbija pierwszą igłę w umysł czytelnika. Bo Shawn nie jest zwyczajnym człowiekiem. To mężczyzna rozdarty między epokami, nie z wyboru, lecz z przekleństwa.

Kiedy na skutek tragicznych wydarzeń ginie syn Shawna, on już wie, że nie ucieknie przed swoim fatum. Rozpoczyna się ponownie jego podróż przez epoki.

Shawn skacze przez czas - z futurystycznych metropolii, gdzie porządek przypomina systemy totalitarne, do dzikich puszcz epoki kamienia łupanego, gdzie pierwsze morderstwo jest niemal świętym aktem przetrwania. Od współczesnych rewolucji po piekielne krajobrazy apokalipsy. Tomlin nie podaje nam zasad tej rzeczywistości. Ale każdy rozdział układa się jak brutalny akord w większej kompozycji. Czas jest tutaj bronią. I karą. Kiedy Shawn zabija, czas ucieka. Kiedy żyje - zostaje zdradzony przez własne sumienie. A może odwrotnie?

Tomlin wprowadza do swojej opowieści drugiego z podróżników. Ferris jest idealnym przeciwieństwem Shawna. Gdzie Thacker jest rozdarty, Ferris jest bezkompromisowy. Gdzie Shawn chce przetrwać, jego wróg chce niszczyć. Ich relacja to morderczy taniec przez stulecia, który przy każdym kroku zostawia nowe trupy, nowe blizny, nowe wersje tej samej opowieści. Ich pojedynek nie toczy się na jednej linii czasu, ale przecina setki rzeczywistości. Każda z nich jest kolejnym fragmentem koszmaru i kolejnym krokiem ku nieuniknionej konfrontacji.

strona komiksu „Błędne koło”
strona komiksu „Błędne koło”
strona komiksu „Błędne koło”

Nie ma tu prostych odpowiedzi. Tomlin rzuca czytelników na głęboką wodę moralnych rozważań. Czy zabójstwo może być uzasadnione, jeśli ratuje przyszłość? Czy każdy morderca to tylko pionek w większej grze czasu? Czy jesteśmy niewolnikami przeznaczenia, jeśli nasze wybory zawsze kończą się krwią?

Podczas lektury czytelnik zaczyna kwestionować nie tylko motywacje bohaterów, ale też samą strukturę narracji. I tutaj Tomlin robi coś ryzykownego, a zarazem hipnotyzującego. Zamiast linearności mamy spiralę. Zamiast wyjaśnień - atmosferę paranoi i niespełnienia. Każda strona to pętla. Każdy rozdział to nowa wariacja tej samej tragedii. Bohaterowie zmieniają się, ale ich tragedie pozostają te same. A może to właśnie ich tragedie ich zmieniają? Tracimy poczucie, który ze światów jest „na czasie". Przeszłość , teraźniejszość czy przyszłość mieszają się w chaosie. W tej układance nie chodzi o chronologię. Chodzi o cykl zemsty.

Zakończenia tej opowieści oczywiście Wam nie zdradzę. Jego siła leży w tym, jak rozsypuje się narracja, aby nagle ułożyć się w jeden okrutny obraz. Przypomina to ostatni dźwięk w utworze, który przez kilkanaście minut gryzł nasze zmysły, by zakończyć się jednym, cichym tonem... który zostaje w głowie na zawsze.

Mattson Tomlin - znany ze scenariusza do filmu Project Power oraz współpracy przy The Batman - udowadnia tu, że potrafi myśleć komiksowo, ale niekonwencjonalnie. Nie pisze dla tych, którzy chcą bezpiecznej narracji. Jego teksty są jak pęknięcia w czasoprzestrzeni - szorstkie, nieregularne, groźne. Ale przez te pęknięcia wylewa się prawda. O człowieku. O wyborach. O winie. O czasie, który nie wybacza. Nigdy. Zamiast konwencji time-travelowego sci-fi, otrzymujemy brutalną medytację o przemocy dziedziczonej przez wieki. O tym, że w pewnych pętlach nie chodzi o przeskoki technologiczne, tylko o stare, zakrzepłe rany, które nigdy nie miały się zagoić.

W „Błędnym kole" nie chodzi o to, by zrozumieć wszystko. Chodzi o to, by czuć: strach, dezorientację, wściekłość. Kiedy czas pęka, pękają też nasze przekonania. A wtedy zostaje już tylko jedno pytanie: kiedy przyjdzie kolej na ciebie?

Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to czułem się jak ryba w wodzie. Lee Bermejo to, według mnie, jeden z najlepszych artystów. To nie tylko ilustrator. To prawdziwy chirurg duszy uzbrojony w ołówek, farby i chłodną precyzję światła. Gdy otwierasz „Błędne koło", jesteś rzucany w wizję, która zmienia się niczym temperatura ciała podczas gorączki. Nie ma jednej kreski, jednej tonacji, jednego stylu - bo i czas nie ma jednej twarzy.

W sekwencjach z lat 50. dominuje realizm malarski, złamana paleta czerni i bieli oraz odcieni szarości, jakby kadry płonęły wspomnieniem filmów noir. Cienie mają krawędzie jak brzytwy, a twarze zdradzają każdy grymas, każdy szept przemocy. Przeszłość jest ciężka i bolesna.

Gdy przeskakujemy w przyszłość, Bermejo przechodzi w chłodną cybernetyczną abstrakcję. Architektura staje się geometrycznym labiryntem. Barwy zmieniają się w metaliczny chrom, błękitne odbicia światła na pancerzach i maskach. Kreska się rozmywa, ale to celowe - rzeczywistość nie jest już „namacalna", lecz zsyntetyzowana, plastikowa i śmiertelnie zimna.

W prehistorycznych segmentach świat się rozpada. Tu Bermejo porzuca detale i wpada w niemal ekspresjonistyczną manię – błoto, krew i ogień dominują kadry jak echa ścian jaskini Lascaux. Kolory są jadowite: żółcie wchodzą w kontrast z brudną zielenią, a czerwień zdaje się trząść ramami kadrów. Każdy z tych światów – przeszłość, teraźniejszość, przyszłość – ma własne światło, cień, styl cieniowania i intensywność.

Dynamiczne ujęcia nie idą w stronę typowej „akcji” znanej z komiksów superhero. Tu każdy ruch jest dramatem. Kadr śledzi emocję, nie tylko działanie. A czasem – zatrzymuje się na detalach: śladzie krwi, roztrzaskanym lustrze, zaszklonych oczach dziecka.

Bermejo używa narracji wizualnej nie jako dodatku do tekstu, ale jako pełnoprawnego języka. Fragmenty pozbawione słów są równie wymowne jak monologi – a może bardziej. Jest tu brutalność, ale i elegancja. Jest styl, ale nie manieryzm. Bermejo nie rysuje świata – on go tworzy i kaleczy zarazem.

Każda strona brzmi inaczej, ale w tym chaosie panuje kompozytorski porządek. I każdy świat, każdy skok, każdy fragment piekła Bermejo zamienia w obraz, który zostaje pod powiekami.

Dla mnie jeśli chodzi o ilustracje to prawdziwa uczta dla oka!

strona komiksu „Błędne koło”
strona komiksu „Błędne koło”
strona komiksu „Błędne koło”

„Błędne koło” powala swoją ambicją. To opowieść o czasie, zemście i przemocy, która nie boi się być brudna, trudna i bolesna. Historia pulsuje emocjami. Nie podaje nam gotowych odpowiedzi, ale zmusza, byśmy ich poszukiwali. Bohaterowie są niejednoznaczni, a świat zmienny – jak czas, który opisują.

Struktura fabularna jest poszarpana – momentami nie wiadomo, gdzie się jest i dlaczego. To zamierzony efekt, ale nie każdemu może się to spodobać. Komiks nie daje odpoczynku, nie daje zrozumienia – wymaga od czytelnika całkowitego zaangażowania. I czasem można się zgubić, nie wiedząc, czy to jeszcze narracja, czy już wizualna poezja.

Sama historia, choć silna, mogłaby zyskać na większym pogłębieniu niektórych wątków – szczególnie Ferrisa. Bywa, że przeskok czasowy jest ciekawszy niż to, co dzieje się z postaciami. Ale może o to właśnie chodzi – że tu świat jest lustrem bohatera, nie odwrotnie.

„Błędne koło” nie jest komiksem dla każdego. To nie rozrywka, tylko cięcie. Nie przyjemność, tylko rana. Ale jeśli masz odwagę zajrzeć w tę ranę, znajdziesz tam coś, co niewiele opowieści dziś oferuje – prawdę bez filtra, gniew bez katharsis, miłość bez gwarancji happy endu.

To komiks o tym, że nawet jeśli cofniesz czas, nie uratujesz wszystkiego. Bo czas to nie linia. To krąg. A przemoc zawsze wraca – tylko z nową twarzą. I nową ofiarą.

Sięgnij po tę opowieść, jeśli masz dość historii zamkniętych w bezpiecznych schematach. Przeczytaj ją, jeśli nie boisz się zapytać, czy ty sam – w odpowiednich warunkach – nie byłbyś takim potworem jak oni.

I pamiętaj: czas nie wybacza. Tylko udaje, że daje ci szansę.

Komiks został wydany przez wydawnictwo Nagle! Comics.
Scenariusz: Mattson Tomlin
Rysunki: Lee Bermejo
Tłumaczenie tekstu: Jacek Żuławnik
Format: 210x280 mm
Okładka: twarda
Ilość stron: 176 (kolor)
Rok wydania: 2025
Tytuł oryginalny: A Vicious Circle