Come Prima. Alfred. Recenzja komiksu
Tytuł komiksu Alfreda, „Come Prima”, można przetłumaczyć z włoskiego jako „jak dawniej”. To krótkie, melancholijne wyrażenie niesie w sobie więcej ciężaru, niż mogłoby się wydawać. W tych dwóch słowach zawiera się tęsknota, żal i sprzeciw wobec upływu czasu, którego nie da się cofnąć. Komiks, który w 2014 roku zdobył Grand Prix w Angoulême – najważniejszą nagrodę w świecie europejskiego komiksu – nie jest zwykłą historią drogi. To zapis rozliczenia z przeszłością, której nie sposób odciąć, nawet jeśli całe życie próbuje się przed nią uciekać.
Wydawnictwo Kultura Gniewu idzie za ciosem, dając nam kolejną możliwość obcowania z poruszającą opowieścią, która skruszy niejedno serce z kamienia. Autorem historii jest Alfred, czyli Lionel Papagalli – dla którego stworzony komiks to coś znacznie więcej niż zwykła opowieść. Ale o tym jeszcze później.
Historia zaczyna się od spotkania dwóch braci: Fabia i Giovanniego. Nie widzieli się od lat. Fabio – starszy – uciekł z rodzinnego miasteczka we Włoszech wiele lat wcześniej, zafascynowany obietnicą nowego świata. Zostawił za sobą ojca, młodszego brata i kraj rozdarty ideologią Mussoliniego oraz przegraną wojną. Chciał być kimś – mężczyzną sukcesu, kimkolwiek, byle nie chłopakiem z biednej prowincji. Tymczasem Fabio przegrywa kolejną walkę w ringu. Jego długi rosną, wierzyciele nie mają litości, a on sam, czując pustkę i upadek, jakby przyglądał się własnemu odbiciu w szklance whisky.
Giovanni został w kraju z rodziną. Dźwigał codzienność, której Fabio tak bardzo nienawidził. Kiedy więc po latach odnajduje brata w jednym z francuskich miasteczek, przychodząc do niego z prośbą o wspólną podróż – by razem zawieźć urnę z prochami ojca do Włoch – nie jest to zwykła przysługa. To podróż w głąb ran, które nigdy się nie zabliźniły.
Ich wspólna droga z Francji do rodzinnego kraju jest pozornie prosta: stary zdezelowany Fiat 500, napotkany po drodze pies i dwaj mężczyźni, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać. Każdy zakręt, każdy przystanek to kolejne odsłonięcie przeszłości.
Z kolejnymi przejechanymi kilometrami napięcie między braćmi rośnie. Wspomnienia wracają, często wbrew ich woli. Pojawia się obraz dzieciństwa w cieniu autorytarnego ojca, echo włoskiego faszyzmu, który wpoił młodym ludziom złudne poczucie siły i dumy. Doświadczenia bohaterów odsłaniają się stopniowo – nie ma jednego momentu „rozwiązania”, są za to drobne reakcje, ujawniające kolejne warstwy winy, lęku, wstydu i bezradności.


Warto w tym wszystkim powiedzieć więcej o psie. To bardzo subtelny i cichy, drugoplanowy bohater tego komiksu. Wprowadza element nieprzewidywalności i czułości, która rozbraja twarde powierzchnie mężczyzn. Zmusza ich do opieki, do miękkości, której dawno nie ćwiczyli.
Akcja „Come Prima” toczy się pod koniec lat 50. XX wieku, w Europie wciąż podnoszącej się z ruin II wojny światowej. Pozycja Włoch po doświadczeniu faszyzmu i klęski, polityczne mity lat międzywojennych, perspektywa migracji – to elementy, które ukształtowały moralny i społeczny pejzaż bohaterów. W komiksie widać, że wybory osobiste są ściśle powiązane z politycznym tłem: mit „silnego lidera”, który przyciągał młodych ludzi (w fabule znajdujemy odniesienia do fascynacji siłą i porządkiem), a potem era powojennego przesunięcia, emigracji i konieczności szukania pracy poza ojczyzną.
To konkretny kontekst: emigracja z południa Włoch do Francji była masowym zjawiskiem, które na lata zdefiniowało tożsamość wielu rodzin. Alfred przekłada te procesy na intymne skutki: pęknięcia w relacjach, żal i polityczne urazy, które bohaterowie przepracowują indywidualnie. W ten sposób historia polityczna staje się tłem kształtującym prywatne tragedie. Alfred nie tworzy klasycznego komiksu historycznego – przeszłość jest tu jak echo, stale obecna, choć nienazwana. Bohaterowie są potomkami tej historii albo uczestnikami jej końca. To również odwołanie do życiorysu autora, który sam pochodzi z mieszanej francusko-włoskiej rodziny i odczuł na sobie echa wojny. Wykorzystane elementy autobiograficzne nadają tekstowi autentyczne brzmienie.
To tło jest kluczowe dla zrozumienia Fabia, a relacje rodzinne w „Come Prima” wymagają uważnego odczytania. Jego młodzieńcza fascynacja Duce nie wynikała ze zła, ale z naiwności. Chciał wierzyć w świat, w którym mężczyzna może sam kształtować swój los. Kiedy rzeczywistość okazała się inna, został sam – z pięściami, wstydem i gniewem. „Come Prima” pokazuje, jak łatwo ideologia potrafi wykrzywić człowieka, a jeszcze trudniej – jak ciężko później wrócić do człowieczeństwa.
Giovanni natomiast jest jego przeciwieństwem – milczący, lojalny, twardo stąpający po ziemi. Ale i on nosi w sobie zadrę – żal, że został sam, że musiał dorosnąć szybciej, że wciąż kocha brata, którego powinien nienawidzić. Chociaż młodszy brat kryje też zaskakujące sekrety, o których przekonacie się dopiero podczas lektury.


Ich podróż jest więc w istocie rozmową z historią – prywatną i zbiorową zarazem.
Alfred tworzy scenariusz z ogromną wrażliwością. To nie historia akcji, lecz emocji. Fabuła spokojnie płynie naprzód, w równym, powolnym tempie. Dialogi są oszczędne, prawdziwe, pozbawione teatralnych gestów. Autor potrafi z milczenia stworzyć scenę, a z jednego spojrzenia – całą opowieść. Jego bohaterowie nie wygłaszają monologów, nie próbują przekonać czytelnika do swoich racji. Po prostu istnieją – ze swoim bólem, winą i wstydem. Czytelnik musi zrozumieć, że brak słów między braćmi jest równie ważny jak te wypowiedziane.
W tym sensie „Come Prima” jest dojrzałym dramatem psychologicznym, bliższym duchem kinu neorealistycznemu niż klasycznemu komiksowi. Można przywołać tu echo „Drogi” Felliniego – to samo ciche napięcie, ta sama surowa prawda o ludziach, którym nie zostało wiele, poza próbą zrozumienia siebie nawzajem.
Co istotne, Alfred unika moralizowania. Pozwala błądzić swoim bohaterom, być niekonsekwentnymi, wręcz słabymi. To właśnie czyni tę historię wiarygodną.
Graficznie „Come Prima” może nie zachwycać formalnym rozmachem, ale to solidnie wykonana praca. Styl Alfreda to coś pomiędzy realizmem a szkicową ekspresją – linie nie są idealne, perspektywa czasem się rozmywa. Łączy surowość z intencjonalnością. Autor posługuje się akwarelą w ciepłej, stonowanej palecie. Każdy kadr jest starannie skomponowany, z wyczuciem światła i przestrzeni. Widać konsekwencję, rytm i oddech.
Kolory budują nastrój, niosą emocje poznawanej historii. Ciepłe tony pojawiają się tam, gdzie budzi się nostalgia; natomiast chłodne – w momentach napięcia i milczenia. Widać, że Alfred myśli jak malarz i reżyser jednocześnie. Potrafi prowadzić wzrok czytelnika, zatrzymać go tam, gdzie trzeba, pozwolić mu oddychać wraz z bohaterami.
Ważne są przejścia między liniami czasowymi. Wspomnienia i retrospekcje ukazane są w bardzo jasnych barwach, zredukowanych do zaledwie kilku kolorów. Dzięki temu świadomie zwalniają rytm, zanim znów ruszymy w trasę.
Całość działa jak spójny system: obraz podkreśla znaczenie ciszy i pauzy, wzmacnia napięcie bez potrzeby nadmiernego komentarza tekstowego. Styl Alfreda jest wyrazisty, ale może zaskoczyć czytelników przyzwyczajonych do bardziej konwencjonalnej estetyki.


„Come Prima” to historia, która wymaga skupienia i gotowości na spotkanie z tym, co w człowieku trudne i niechciane. Jej siła nie tkwi w fabularnych fajerwerkach, lecz w szczerości – w tym, jak prostą opowieść Alfred potrafił nasycić psychologiczną głębią. To opowieść, w której prywatne losy splatają się z historią Europy bez grama patosu, za to z ogromną wrażliwością.
Ten komiks nie pozwala pozostać obojętnym. Zmusza do zadawania pytań o odpowiedzialność i winę, o to, czym jest męskość w świecie po katastrofie, o sens ucieczki i o to, czy da się naprawdę odciąć od własnej przeszłości. Dla kogoś, kto szuka w sztuce prawdy, a nie tylko rozrywki – „Come Prima” będzie doświadczeniem, które zostaje w człowieku na długo.
Dla mnie osobiście to jeden z tych komiksów, które się przeżywa, a nie tylko czyta – i właśnie dlatego polecam go z pełnym przekonaniem.