Nawet nas tu nie ma. 1. Filip Jędrzejewski - Recenzja

Niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego świat wydaje się bardziej realny kiedy śnię?
Rozpocząłem cytatem z filmu „Animatrix” nie bez przyczyny. Trzymam w ręku pierwszy tom serii „Nawet nas tu nie ma”, którego autorem jest Filip Jędrzejewski. Muszę przyznać, że jak na debiutanta, który wchodzi na rynek swoją pracą dyplomową, to całkiem niezły początek. Rasowe sci-fi, co prawda z mocno ogranymi już standardami typu matrix czy incepcja, ale da się to przeczytać i mieć po tym dobre wrażenia, zarówno jeśli chodzi o opowieść jak i rysunki.
Wydawnictwo Kultura Gniewu lubi sięgać po polskich autorów, nie obce jest im również odkrywanie debiutantów. Wielce się to chwali, bo polski komiks wcale nie musi być gorszy od zagranicznego. Ba, nierzadko jest nawet lepszy.
Już pierwsza przeczytana strona mówi, że będziemy mieli grubą jazdę bez trzymanki. Jesteśmy świadkami jakiegoś „zabójstwa” i… przenosimy się w przeszłość, by przeżyć historię bohatera od samego początku.
Głównym bohaterem całej opowieści jest Kid Old, młody chłopak, który został powołany do służby i wyruszył na trzyletni kontrakt na Marsa do tamtejszej ziemskiej kolonii. No więc mamy do czynienia z historią sci-fi, dziejącą się w nieokreślonej przyszłości.
Kid na Marsie prowadzi mocno monotonne życie. Od rana jego czas wypełnia praca. Do jego obowiązków należy zajmowanie się hodowlą roślin w jednym z hangarów, sadzenie i zbiory. Wielogodzinna żmudna i nudna robota przerywana jest przerwami na posiłki oraz rozmowami z pozostałymi robotnikami w kantynie. Natomiast kiedy przychodzi fajrant Kid, najczęściej udaje się do swojej kajuty mieszkalnej i podłącza swoje ciało za pomocą kabla do wirtualnego świata zwanego „Datasferą”. Tutaj w całkowicie wykreowanym przez siebie świecie spotyka się ze swoimi znajomymi i spędza wolny czas. Przeważnie kompanem Kida w Datasferze jest jego przyjaciółka Joy.
Pewnego dnia w kolonii pojawia się nowa pracownica o imieniu San. Dziewczyna od razu wpada Kidowi w oko, ten jednakże jest dosyć nieśmiały i dopiero po kilku dniach zbiera się na odwagę i podczas posiłku w kantynie podchodzi do stolika samotnie siedzącej San i nawiązuje z nią kontakt. Po krótkiej rozmowie oboje umawiają się na kolejne spotkanie w Datasferze. Dziewczyna wybiera wykreowane przez siebie miejsce, którym okazuje się miasteczko, gdzie i Kid i San spędzali swoje dzieciństwo na Ziemi. Do tego Kid jest zdziwiony, że San zgłosiła się na kontrakt dobrowolnie, a nie została powołana jak zdecydowana większość pracowników.
Para podczas kolejnych spotkań w Datasferze coraz bardziej zbliża się do siebie. Rodzi się między nimi początkowo przyjaźń, która następnie przekształca się w głębsze uczucie. Wszystko to jednak dzieje się tylko i wyłącznie w wirtualnym świecie. Na co dzień dalej liczą się tylko i wyłącznie monotonne obowiązki związane z pracą w kolonii, natomiast spotkania i rozmowy w realnym świecie ograniczają się do zaledwie chwilowych spotkań w kantynie bądź pracowniczym hangarze. Symulacja okazuje się zdecydowanie ważniejsza w trwającej relacji niż świat realny.
Zbliża się termin końca powołania Kida na marsjański kontrakt. Zaczynają się pogłębiać napięcia między nim a San. Czy realny świat wygra z tym wykreowanym w codziennej symulacji? Warto przeczytać tą historię samemu do końca.



Muszę przyznać, że Filip Jędrzejewski w swoim komiksie „Nawet nas tu nie ma” umiejętnie zarzucił przynętę na czytelnika. Wprowadzenie do historii w pierwszym tomie jest bardzo ciekawe. Jak już wspomniałem na początku, może elementy tej opowieści są zdecydowanie wtórne, ciągle przejawia się nam element Matrixa, to jednak czytając komiks ani trochę nie wzbudzał on we mnie uczucia znużenia.
Autor przedstawił nam świat przyszłości, w którym jednostki ludzkie skazane są na samotne życie, które wypełnia może nie katorżnicza, ale na pewno mocno monotonna i uciążliwa praca. Brak bliższego kontaktu międzyludzkiego zamienia pracowników w typowych zombie, które poza pracą mają uzupełniać swoje „baterie” marną i znienawidzoną karmą. A jednym z marzeń pracowników jest ostatni posiłek ma Marsie przed odlotem, gdzie będzie można zjeść to, na co ma się ochotę. Największą radością jest jednak możliwość ucieczki w świat symulacji, kreowany przez samego siebie. Świat, gdzie jednostka może mieć absolutną wolność, świat gdzie nie ma żadnych granic czasu i przestrzeni, gdzie jedynym ograniczeniem jest własna wyobraźnia. Smutne są jedne ze słów wypowiedziane podczas jednej z symulacji głównego bohatera, który mówi że „Nawet nas tu nie ma…”.
Komiks objętościowo nie jest gruby, natomiast mamy w nim dosyć dużo zawartej treści. Czasami mogą nas przerażać niektóre strony ze ścianami tekstu, jednakże użyty język jest bardzo przystępny.
Brakuje mi tu bardziej rasowego sci-fi. Historia ma swój potencjał, ale mam wrażenie, że nie został on wykorzystany nawet w połowie. Cóż, to dopiero pierwszy tom opowieści i jeszcze bardzo dużo może się zmienić. Swoją drogą ciekaw jestem na ile tomów Filip Jędrzejewski przygotował swoją historię. Mam nadzieję, że na kolejną część nie będziemy musieli czekać zbyt długo.
W komiksie mamy kilka ciekawych odwołań do popkultury XX wieku. Mamy tu i Pulp Fiction, i Davida Bowie, i Itsuro Shimodę, i nawet The Mamas & The Papas. Ciekawa jest również wzmianka o Polsce.



Rysunki Filipa Jędrzejewskiego jak na debiutanta wypadają całkiem dobrze. Nie ma co za bardzo się przyczepiać do jego warsztatu. Nie znam żadnych jego innych komiksowych prób czy rysunków, więc ciężko mi określić jaki talent w nim drzemie i jak bardzo się graficznie rozwija. Niewątpliwie stworzenie tej historii w barwach czerni i bieli, to zdecydowany plus.
Kadry i plansze są dobrze skomponowane, aczkolwiek nie uświadczymy tu żadnych całostronicowych splashy. Bohaterowie są rozpoznawalni, wyłapiemy również wychodzące z nich emocje. Całość jest narysowana schludnie, bez fajerwerków, ale nie są to odpychające rysunki, a to już duży plus jak na artystę wydającego swój pierwszy większy komiks.
Podsumowując, „Nawet nas tu nie ma” to fajny i zachęcający wstęp do dalszej opowieści. Kończy się całkowitym przeciwieństwem do wspomnianego we wstępie początku. Tym bardziej jestem ciekaw dalszych losów Kida i tego, co się wydarzy i jak potoczy się dalsza historia. A może broń, krew i morderstwo z pierwszej strony to tylko jedna z licznych symulacji Kida? O tym przekonamy się mam nadzieję już niedługo w kolejnej części.
Komiks „Nawet nas tu nie ma” został wydany przez wydawnictwo Kultura Gniewu w miękkiej oprawie, w formacie 195x260mm. Zawiera 72 strony w kolorze czarno-białym. Cena okładkowa wynosi 49,90 zł, jednakże w dobrych sklepach kupicie go na pewno znacznie taniej.
Od siebie zachęcam serdecznie do lektury niniejszego tytułu. Wspomagajmy polskich artystów!
[Współpraca reklamowa] Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Kultura Gniewu. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.