Sierżant Rock i armia trupów. Recenzja komiksu

Sierżant Rock i armia trupów. Recenzja komiksu

Ilu z Was jest fanami filmów klasy B, a zwłaszcza horrorów? Ilu z Was uwielbia Bruce’a Campbella i jego niezapomniane występy w serii „Martwe Zło”? Campbell odrzucił piłę łańcuchową i jako scenarzysta połączył swoje siły z rysownikiem Eduardo Risso. Co wyszło z tego piekielnego mariażu? Całkiem dobry misz-masz. Tym bardziej, że do walki został zaangażowany sierżant Rock, który wraca, by rozwalić kilku nazistowskich nieboszczyków. Jakby tego było mało – oni naprawdę nie chcą umrzeć.

Wyobraźcie sobie świat, w którym II wojna światowa to nie tylko ludzie kontra ludzie. To ludzie kontra... nieśmiertelne, spróchniałe, spragnione mózgów zombie w nazistowskich mundurach. Akcja rozpoczyna się w samym sercu piekła — gdzieś we Francji, w roku 1944, tuż przed lądowaniem w Normandii. Sierżant Rock i jego Easy Company dostają misję, w której mają przerwać istnienie niemieckiego programu ożywiającego martwych żołnierzy. Tak, dobrze czytasz — Hitler ma teraz zombie-armię. A za wszystkim stoi doktor Morell, szalony geniusz, który uważa, że wojna to świetna okazja do stworzenia własnego Disneylandu dla nekromantów: zombie w mundurach, zombie w czołgach, zombie w wersji mutant deluxe!

Wioski płoną, krowy eksplodują, a Rock kopie zdechłe łby jak futbolówki, wykrzykując przy tym kwestie, które zawstydziłyby nawet Asha Williamsa. Krwi jest więcej niż w zbiorniku na paliwo, a każdy kolejny kadr to karnawał istnej groteski na polu walki. Easy Company idzie przez piekło na ziemi z typową dla siebie filozofią: "Nie pytaj. Strzelaj." Kiedy twoim przeciwnikiem jest batalion zdechlaków z Lugerami, subtelność nie wchodzi w grę. Doktor Morell szykuje coś jeszcze gorszego — coś, co sprawi, że zwykłe zombie będą wyglądać jak niewinne maskotki Disneylandu.

Czy Rock i jego ludzie przeżyją? Czy uda im się powstrzymać nazistowską plagę nieumarłych, zanim Europa zamieni się w jedną wielką, cuchnącą mogiłę?
Tego nie zdradzę. Ale jedno jest pewne: będzie krew, będzie jazda bez trzymanki, będzie zabawa jak na imprezie, na której nikt nie sprawdza, czy twoja głowa jest jeszcze przytwierdzona do szyi.

strona komiksu „Sierżant Rock i armia trupów”
strona komiksu „Sierżant Rock i armia trupów”
strona komiksu „Sierżant Rock i armia trupów”

„Sierżant Rock i armia trupów” jest dość prostą historią, Nie uświadczymy tu żadnych filozoficznych opowieści z moralnymi dylematami oraz wewnętrzną głębią bohaterów. To rozrywka w najprostszej postaci, która daje (oczywiście nie każdemu) upust nagromadzonym w sobie przez cały dzień emocjom. Bruce Campbell wie, czego chcemy. Nie filozofuje, nie moralizuje, nie zagłębia się w dramat wojenny. On chce, żeby trup padał, a my żebyśmy śmiali się z przesady. Akcja goni akcję, każda strona to albo wybuch, albo wystrzał, albo zombie z urwaną nogą. Dialogi pełne groteskowego humoru. Rock rzuca suchary, a Campbell w opowiadanej przez siebie historii bawi się konwencją wojennego twardziela z ironicznym wdziękiem.

Jeśli chodzi o warstwę graficzną komiksu, to Eduardo Risso serwuje nam dokładnie to, czego można oczekiwać od artysty, który potrafi zanurzyć się po uszy w mrok i brud. Jego styl jest mocno rozpoznawalny — surowy, ekspresyjny, celowo szorstki. Kreska jest gruba, mocno tuszowana, z wyraźnymi konturami, dzięki czemu każda scena ma ciężar i brutalność, idealnie pasującą do świata wojny i zombie.

Postacie są rysowane oszczędnie, bez zbędnych detali upiększających. Risso nie ucieka od obrzydliwości – wręcz ją podkreśla, ale w stylu surowym, nieprzesadnie realistycznym, bardziej stylizowanym na brutalną, brudną baśń.

Kadrowanie jest dynamiczne i przemyślane. Sceny akcji są szybkie, rwane, nierzadko ujęte z bliska. Dużo ukośnych linii, przemykających sylwetek, poszarpanej perspektywy — wszystko, by budować napięcie i atmosferę totalnego chaosu. Jednocześnie Risso dba o czytelność – pomimo ruchu i zamieszania, wiadomo, gdzie kto biegnie, kto strzela, kto odpada z gry.

Czarne plamy tuszu dominują plansze, tworząc gęstą, duszną atmosferę. Cienie grają tu ogromną rolę: światło tylko ledwo wyłuskuje fragmenty świata, resztę pożera ciemność. Efekt jest taki, że nawet w dzień czujesz, że śmierć czai się tuż za rogiem.

Kolorystyka to kolejny mocny punkt. Bardzo dobrą robotę odwalił tu Kristan Rossi. W komiksie przeważają brudne, zgaszone barwy – zielenie, brązy, przygaszone błękity wojskowych mundurów, przesiąknięte błotem i krwią. Czerwienie krwi są intensywne, ale nie jaskrawe – bardziej zgniłe, jakby już zaczęły gnić razem z ciałami. Całość przypomina stary, zniszczony film wojenny, w którym kolory zostały wypłukane przez strach i czas.

Warto pochwalić jeszcze zamieszczone okładki poszczególnych zeszytów. Te w wykonaniu Francesco Francavilli są świetne!

strona komiksu „Sierżant Rock i armia trupów”
strona komiksu „Sierżant Rock i armia trupów”
strona komiksu „Sierżant Rock i armia trupów”

Autorzy komiksu „Sierżant Rock i armia trupów” nie pytają, czy jesteś gotów. Ta historia nie ma zmieniać świata.

Tutaj nie ma miejsca na patos ani nostalgiczne westchnienia nad losem żołnierza. Są za to wyżynane bataliony umarlaków, bezczelne kwestie i przyjemność płynąca z faktu, że horror może być równie rozrywkowy co wojenny musical grany w piekle.

Jeżeli czujesz, że współczesne komiksy są zbyt piękne, zbyt cacy i zbyt ugrzecznione – Rock i jego ekipa przypomną ci, jak wygląda zabawa bez pasów bezpieczeństwa. Czasami najlepszą odpowiedzią na świat pełen trupów jest uśmiech, granat i kilka magazynków więcej.

Nie licz na cud. Licz na Rocka. I strzelaj wraz z nim, zanim zacznie śmierdzieć.

Komiks został wydany przez wydawnictwo Egmont
Scenariusz: Bruce Campbell
Rysunki: Eduardo Risso
Kolory: Kristian Rossi
Tłumaczenie tekstu: Zofia Sawicka
Format: 170x260mm
Okładka: twarda
Ilość stron: 160
Rok wydania: 2025
Seria: DC Horror

Album zawiera zeszyty Sierżant Rock i armia trupów #1-6.

[Współpraca reklamowa] Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.